Zamknij

Sebastian Zalepa: Mam nadzieję, że wyniki sportowe pomogą nam pozyskać sponsora strategicznego

Sebastian Zalepa to stoper FKS Stal Mielec. W rozmowie opowiedział m.in. o kluczowych pojedynkach ubiegłego sezonu, pobycie w USA, najprawdopodobniej jedynych takich derbach na świecie i celu, do którego mielczanie będą dążyć w obecnym sezonie.

– Miesiąc temu świętowaliście w Mielcu awans. Czy udało się już ochłonąć po tym sukcesie i skoncentrować na przyszłym sezonie?
– Emocje i świętowanie na dobrą sprawę minęło. Czas na zabawę za nami. Niedawno wróciliśmy ze Stanów i zaadaptowaliśmy się do przygotowań. Przed nami dużo większe wyzwanie. Znamy swoje aspiracje i oczekiwania klubu oraz miasta względem naszej drużyny. Jesteśmy skoncentrowani na treningach, by jak najlepiej wystartować.

– Wróćmy jeszcze na moment do minionego sezonu. Kiedy zorientowaliście się, że idziecie po awans i macie realne szanse, by osiągnąć ten cel?
– Wydaje mi się, że w rundzie jesiennej były dwa spotkania, które scementowały zespół i podniosły morale. Był to mecz z Błękitnymi, gdzie początek ligi mieliśmy udany, a w samym spotkaniu napotkaliśmy duże problemy. Przegrywając 0:2, finalnie wygraliśmy spotkanie 3:2, pokazując swój charakter i podejście, że chcieć to móc. Na pewno dało nam to pewność siebie i pozwoliło uwierzyć, że nawet jeśli na początku nie idzie, można odmienić losy spotkania. Udowodniliśmy, że jesteśmy mocni jak na tą ligę i w takim składzie. Drugim meczem było starcie z Wisłą Puławy, gdzie zdecydowanie wygraliśmy i odzyskaliśmy fotel lidera i już do końca sezonu go nie oddaliśmy. To były te dwa kluczowe spotkania, które pokazały, że zasłużyliśmy na ten awans. To był na pewno zalążek tego, że w Mielcu można zbudować coś pozytywnego.

 – Miniony sezon to już historia, teraz czas zastanowić się nad tym co może przynieść premierowa odsłona w pierwszej lidze. Czy macie już wyklarowany cel na przyszły sezon?
– Jeszcze nie mieliśmy jako takiego spotkania z zarządem na temat postawionego celu. Na pewno będziemy grać w każdym meczu o zwycięstwo, bo jeśli będziemy stawiać na minimalizm, to możemy zlecieć z tej ligi z hukiem i długo się nie pozbierać. Na ten moment kadra jeszcze nie jest do końca wykrystalizowana, bo jeszcze zostaną dokonane jakieś transfery, ale myślę, że będziemy starać się zaprezentować jak najlepiej i pójść torem, który wytyczyło Zagłębie Sosnowiec. Zobaczymy jak to się poukłada, bo zaplecze Ekstraklasy to bardzo niewdzięczna liga. Można wygrać trzy mecze, a kolejne sześć przegrać z kretesem i okupować „czerwoną strefę”. Sporo pracy przed nami, bo dla niektórych będą to debiuty na tym szczeblu rozgrywkowym. Choć osobiście kilka spotkań w I lidze mamy za sobą i myślę, że każdemu przyda się to doświadczenie, które będziemy zdobywać.

– Przed sparingową częścią okresu przygotowawczego mieliście szansę wyjechać na obóz do USA sfinansowany przez Grega Bajka…
– To był jak najbardziej udany wyjazd. Spora w tym zasługa samego organizatora – Grega Bajka. Człowiek-dusza i w imieniu drużyny mogę mu przekazać słowa uznania. Na wyjeździe mieliśmy wszystko dopięte na ostatni guzik od samego hotelu po zwiedzanie, sparingi, bazę treningową. Daj Boże żeby każdy klub miał takie niespodzianki. Podziękowania należą się również dla naszym działaczom, bo potrafili zorganizować ten wyjazd i ponieść część kosztów. Będę wspominać ten czas bardzo pozytywnie. Choć mieliśmy zdecydowanie krótszy urlop po awansie, bo to było to osiem dni, ale warto było pojechać. Widać, że była tam myśl trenerów odnośnie wstępu do przygotowań, bo popracowaliśmy nad motoryką, zagraliśmy trzy sparingi. Nie powinno to odbić się negatywnie na naszym zdrowiu i wynikach.

– Oprócz części treningowej mieliście również czas na zwiedzanie. Nie mogę nie zadać tego pytania – czy Nowy York zrobił na panu wrażenie?
– To jest inny świat. Zarówno od Polski jak i od całej Europy różni się niemalże wszystkim. Sama mentalność mieszkańców jest inna, bo są to ludzie już inaczej wychowywani. Co więcej w Ameryce uderza otwartość, wielokulturowość. Wiele nacji żyje na co dzień obok siebie i trzeba umieć się w tym wszystkim odnaleźć, bo nasze społeczeństwo jest zdecydowanie odmienne. Tam ważne jest, by spróbować dostosować się do tamtych warunków i mentalności, by nikogo nie urazić.

– W Nowym Yorku spotykaliście nie tylko Amerykanów, ale również wielu Polaków. Czy nie byliście zdziwieni, że tylu ludzi przychodziło na spotkania w koszulkach czy szalikach Stali Mielec?
– Przyznam szczerze, że byłem w kilku krajach europejskich, ale nigdy nie spotkałem się z taką liczbą Polonii. Tysiące naszych rodaków mieszka w USA. Byliśmy na kilku ulicach czy w różnych dzielnicach, które należą niemalże tylko do Polaków. Polskie sklepy, urzędy specjalnie ukierunkowane dla Polonii. Osoby, z którymi mieliśmy styczność, wykazywały bardzo pozytywne podejście. Myślę, że i my pozytywnie zaskoczyliśmy ich swoją otwartością, bo mieliśmy sygnały, że spodziewają się trochę piłkarskich gwiazd, które przyjadą i będą w swoim kręgu zainteresowania. Nawiązaliśmy ciekawe znajomości i na pewno warto będzie je kontynuować. Z tego co się orientuję, są plany, że Amerykanie w przyszłym roku odwiedzą Mielec i okolice. Mam nadzieję, że to będzie dobry moment, by się odwdzięczyć, bo ten wyjazd dla wielu z stał się przygodą życia, która już nigdy może się nie powtórzyć.

– Jak wspomina pan sam mecz „derbowy”, bo takich spotkań nie ma nigdzie na świecie. Stal Mielec zmierzyła się z oddaloną o niemalże 7000 km Stalą Mielec NY?
– Wynik może tego nie oddawać, ale bardzo dobre wrażenie sprawili na nas sami zawodnicy, szczególnie w pierwszej połowie. Mieliśmy sporo problemów z ich ambicją i walecznością. Dopóki starczyło im sił, pracowali na tym boisku. Warto podkreślić dobrą organizację meczu – na trybunach pojawiło się wiele rodzin z dziećmi, żony, mężowie, dziadkowie.

– Było to z pewnością niezapomniane przeżycie, jeśli chodzi o samo miejsce…
– Zdecydowanie! Spotkanie było zorganizowane w takiej polskiej dzielnicy, gdzie z boiska było widać całą panoramę Nowego Yorku. Zachód słońca to naprawdę niezapomniany widok, ale można również w Internecie znaleźć zdjęcia i zobaczyć cząstkę tego, co my mieliśmy szansę widzieć na żywo.

 – Wyjazd był również szansą na integrację. Jaka panuje zatem atmosfera na miesiąc przed startem ligi?
– W tym momencie atmosfera jest jak najbardziej pozytywna. Co więcej ten wyjazd na pewno scementował ten zespół. Wielu z nas jeszcze na podobnym wspólnym wyjeździe nie było, bo zarówno latem jak i zimą nie mieliśmy obozu poza terenem Mielca. To była szansa na poznanie się i prawdziwą integrację, a miejsce i czas tylko  temu sprzyjały. Na pewno nie ma zgrzytów w zespole. Do biało-niebieskich dochodzą kolejni zawodnicy i będziemy się starać, by byli bardzo dobrze przyjęci i by jak najszybciej się zaaklimatyzowali, bo są potrzebni zespołowi.

– Na zakończenie zapytam, czego spodziewa się pan po Stali w przyszłym sezonie?
– Nie chcemy być chłopcami do bicia. Zawalczymy o to, by stadion przy Solskiego był prawdziwą twierdzą. Na wyjazdach trzeba będzie szanować każdy zdobyty punkt.  Pierwsza liga jest bardzo trudna, bo charakteryzuje się tym, że prawa do transmisji mają telewizje. Wszyscy przeciwnicy będą nas dokładnie analizować jako beniaminka i na pewno nie będzie łatwo. Uważam, że miejsce w środku stawki po pierwszej rundzie będzie dobrym wynikiem, a wtedy zastanowimy się co dalej.
Nie możemy też zapominać o tym, że w klubie wciąż nie ma sponsora strategicznego, dlatego działacze z władzami miasta muszą „kombinować”, jak to wszystko połatać i dopiąć budżet. Mam nadzieję, że jedyny klub na Podkarpaciu swoimi wynikami osiągnie taką medialność, że któraś z korporacji zainteresuje się sponsoringiem.  Być może mielecka firma, chociażby ze strefy ekonomicznej spojrzy nieco przychylniej na klub piłkarski, który jako jeden z nielicznych w Polsce nie jest zadłużony.

Rozmawiała: Paulina Janocha
crazyaboutfootballsite.wordpress.com