Zamknij

Największy transfer w historii polskiej piłki? Kulisy przejścia Andrzeja Szarmacha z Górnika Zabrze do Stali Mielec

Dziś zmienimy nieco koncepcję naszej serii, by opowiedzieć o jednym z najbardziej niezwykłych transferów w historii polskiej piłki. Tak z pewnością można bowiem nazwać przejście świeżo upieczonego Króla Strzelców Igrzysk Olimpijskich – Andrzeja Szarmacha – z Górnika Zabrze do Stali Mielec. Kulisy całego transferu mogłyby spokojnie posłużyć za kanwę filmu fabularnego, ze zwrotami akcji i zakończeniem pozostawiającym pytania, na które odpowiedzi nie poznamy już nigdy.

Słońce nad Montrealem powoli zachodziło, gdy samolot z polskimi sportowcami na pokładzie odbił się od pasa startowego i zaczął wznosić się ku górze. Andrzej Szarmach ani na chwilę nie odwrócił wzroku od okna przez które oglądał Kanadę, kraj w którym przebywał przez ostatnie tygodnie. Nie myślał o nim jednak ani przez chwilę. Nie myślał nawet o srebrnym medalu olimpijskim, który zdobył razem z reprezentacją Polski i który wciąż wisiał mu na szyi. Nie myślał również o tym, że został królem strzelców całej imprezy.

Jego myśli skierowane były już na Polskę i na to, co wydarzy się w najbliższym czasie. Czuł, że zbliża się sztorm, a on jak najszybciej powinien być zwijać żagle. Decyzję już podjął – musi odejść z Górnika Zabrze i trafić do Stali Mielec. Było lato 1976 roku.

W pogoni za sukcesami

Szarmach był już zmęczony Zabrzem, a Stal szukała następcy Jana Domarskiego. Strzelec gola z Wembley miał 30 lat, a więc osiągnął wiek, w którym ludowa władza łaskawie zezwalała na transfer zagraniczny. Domarski zdecydował się więc na przejście do francuskiego Nimes Olympique, a mieleccy działacze musieli zacząć się rozglądać za jego następcą.

Wybór padł na jedno z najgorętszych nazwisk w ówczesnym piłkarstwie. Andrzej Szarmach miał wówczas 26 lat i śmiało można powiedzieć, że był u szczytu swojej piłkarskiej kariery. Z reprezentacją Polski zajął 3.miejsce w mistrzostwach świata 1974, a dwa lata później dołożył srebrny medal Igrzysk Olimpijskich w Montrealu. Na pierwszej z imprez został wicekrólem strzelców, by w Montrealu mógł już założyć upragnioną koronę najskuteczniejszego. Brakowało mu jednak trofeów na krajowym podwórku.

Górnik Zabrze, w którym grał od 1972 roku był w fazie przebudowy. Niewiele już zostało z drużyny, która w latach 60. i na początku 70. zdominowała ligę oraz z fantastycznej strony pokazała się w Europie dochodząc do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. – Drużyna zmieniła się przede wszystkim dlatego, że odeszli z niej legendarni piłkarze – wspomina w swojej autobiografii Szarmach. – Oślizło, Wilczek i Floreński zakończyli kariery, Lubański po wyleczeniu kontuzji odszedł do belgijskiego Lokeren. To wystarczyło, by Górnik w lidze już nie dominował, a popadł w przeciętność – dodawał.

Odchodzisz? Dyskwalifikacja!

Stal Mielec z kolei przeżywała właśnie swój prime. Nasza drużyna co dopiero świętowała mistrzostwo Polski i czwarte z rzędu ligowe podium (Szarmach przez cztery lata w Górniku tylko raz był trzeci) oraz świetny występ w Pucharze UEFA, który zakończył się na ćwierćfinałowym dwumeczu z HSV Hamburg. Do tego należy dodać jeszcze finał Pucharu Polski, co prawda przegrany ze Śląskiem Wrocław, ale jednak finał.

Do tego Stal miała argument, którego nie miał żaden inny klub. Nazywał się Grzegorz Lato. Przyjaźnili się już od dawna, a podczas Igrzysk Lato nie opuszczał Szarmacha ani na krok, cały czas namawiając go na przejście do Stali. – Chodź do nas, będziesz miał lepiej. Zobaczysz – tak te namowy wspomina w swojej książce Szarmach. Miały być one zresztą inspirowane przez mieleckich działaczy, a sam Lato miał za to dostać premię. Stal wyceniła jego dar przekonywania na 100 tysięcy złotych. – Taką podobno dostał premie za moje przyjście do Mielca. I słusznie! Za tak dobrze wykonaną pracę, wypłata się należy – czytamy w książce „Diabeł nie Anioł”, której współautorem jest dziennikarz TVP, Jacek Kurowski.

„Macie na to dwie godziny”

Zawodnik chciał więc zmienić barwy klubowe, jego nowy klub robił wszystko, by go pozyskać. Wydawać by się mogło – sytuacja idealna! No niestety, tak do końca nie było. Był bowiem jeszcze jego wciąż aktualny klub, który nie miał zamiaru popuścić. Zdyskwalifikował zawodnika na rok, co miało skutecznie wybić mu marzenia o transferze. Stal jednak nie rezygnowała, a to co działo się w międzyczasie mogłoby by posłużyć za kanwę całkiem niezłego filmu fabularnego z akcją trzymającą widza do końca w niepewności.

– Weźmy na przykład taką historię. Do Mielca przychodzi informacja, że w sprawie przejścia Szarmacha do Stali trzeba pilnie dostarczyć dokumenty do Warszawy. Wydawać by się mogło, nic dziwnego – jest transfer, musi być też papierologia. Problem jednak w tym, że prośbę tę wystosowano o godzinie 10, a dokumenty w centrali miały się znaleźć już o godzinie 12. Tego samego dnia! – opowiada Tomasz Leyko, autor książki „Biało-Niebieska”.

Co więc zrobiono w Mielcu? Na pewno nie rozłożono bezradnie rąk. Od razu zaczęto działać, bo nikt tam nie znał pojęcia „Mission Impossible”. – Dyrektor Ryczaj dał nam samolot AN-2 i byliśmy w Warszawie na czas. Takie to były czasy – mówił na łamach książki „Biało-Niebieska” ówczesny wiceprezes klubu Edward Kazimierski. Wyobrażamy sobie tylko, jakie musiało być zdziwienie działaczy w Warszawie, gdy Pan Edward wkroczył do centrali z wymaganymi dokumentami tuż przed czasem.

– Szukaliśmy różnych możliwości, ale proszę pamiętać, że w tamtych czasach ludzie ze Śląska mieli naprawdę dużo do powiedzenia. Przeciągali więc sprawę jak mogli – dodawał Edward Kazimierski.

Gdyby tylko zagrał z Realem…

Determinacja działaczy Stali przyniosła jednak skutek. W końcu udało się załatwić pismo zwalniające Szarmacha z karencji. Niestety był jeden szczegół, który sprawił, że historia potoczyła się inną drogą. Otóż rzeczony dokument zwalniał „Diabła” z karencji, ale po 15 września, czyli już po pierwszym meczu z Realem Madryt. Termin zgłaszania zawodników do europejskich rozgrywek minął wcześniej, było więc jasne, że Szarmach w spotkaniu z „Królewskimi” nie pomoże. Dziś możemy tylko gdybać, czy z nim w składzie, nasz zespół poradziłby sobie z jedną z najsłynniejszych drużyn świata. Edward Kazimierski żałuje do dziś. Kilka lat temu w Nowinach powiedział tak: – Gdybyśmy wówczas mieli Andrzeja w składzie, to z Realem na pewno byśmy nie przegrali!

Samemu Szarmachowi w Mielcu szło różnie. W pewnym momencie sezonu 1978/79 miał nawet zostać przesunięty do drużyny rezerw, ale na to nie zgodził się opiekujący się wówczas tym zespołem legendarny Zenon Książek. – To nie jest miejsce dla medalisty mistrzostw świata. Dla Olimpijczyka – powiedział wtedy Książek.

Szarmach w Mielcu nie spełnił również marzeń o mistrzostwie Polski – podobnie jak w Górniku najwyżej był trzeci. Nic jednak nie stracił ze swojej skuteczności, bo w 102 występach zdobył 60 bramek. Gdy ukończył trzydzieści lat, po rundzie jesiennej sezonu 1980/81 odszedł do francuskiego AJ Auxerre, gdzie do dziś uważany jest za jedną z największych klubowych legend. Karierę zakończył w wieku 39 lat w klubie Clermont Foot.

Początek meczu Górnik Zabrze – PGE FKS Stal Mielec w poniedziałek o godzinie 20:30. Transmisja w Canal+Sport i Canal+4K.