Zamknij

MEDIALNA STAL M: Kraina pułapek i wielkich możliwości

Super Nowości – Kluby ekstraklasy najchętniej nie płaciłyby ani grosza za podkarpackich zawodników.

Kamil Radulj ze Stali Mielec ma szansę przenieść się zimą do ekstraklasy. Taki transfer to dla piłkarza poważny zastrzyk finansowy, ale często też bolesne zderzenie z rzeczywistością. – Nawet jeśli drzazgi z ławki rezerwowych wbiją się w tyłek, to warto ryzykować. Na Podkarpacie nasi gracze zawsze zdążą wrócić – przekonuje Mirosław Kalita, były trener Stali Stalowa Wola i Wisłoki Dębica, który wystąpił w ponad 100 meczach ekstraklasy.

„Radim”, środkowym pomocnikiem i najlepszym strzelcem dziewiątej drużyny II ligi (5 goli), od ponad miesiąca mocno interesuje się Korona. Lider Stali Mielec wrócił już z Kielc, gdzie trenował z drużyną i spotkał się z trenerem Ryszardem Tarasiewiczem. – Wiadomo, że chciałbym trafić do ekstraklasy. To dla mnie ostatni dzwonek. W tej sprawie nic już nie zależy jednak ode mnie – podkreślał 26-letni zawodnik w rozmowie z Super Nowościami. Pisaliśmy już o tym, że mielczanie nie oddadzą swojego najlepszego piłkarza (ma jeszcze 1,5 roku ważnego kontraktu) za garść miedziaków.

– Musimy otrzymać za Kamila takie pieniądze, które pozwolą na sprowadzenie w jego miejsce zawodnika o porównywalnych umiejętnościach – tłumaczą działacze. Okazuje się jednak, że większość klubów ekstraklasy najchętniej nie płaciłaby za podkarpackich piłkarzy. Czasem stoi za tym cynizm i próba narzucenia swoich warunków słabszym, a czasem polityka klubu. – Na wolnych zawodnikach bazuje choćby Ruch Chorzów. Dlatego wątpię, aby zimą na Cichą przeniósł się Łukasz Sekulski, najlepszy strzelec Stali Stalowa Wola – usłyszeliśmy od osoby znającej realia polskiego futbolu.

Bolesne zderzenie
Zawodnikowi z Podkarpacia ciężko się przebić do podstawowego składu drużyny z ekstraklasy. Pokazała to zakończona właśnie pierwsza część sezonu, w której tylko trzech piłkarzy odgrywało w swoich klubach wiodące role. To pochodzący z Ropczyc Łukasz Trałka, kapitan Lecha, jarosławianin Grzegorz Baran, obrońca GKS Bełchatów i Seweryn Gancarczyk w Górniku Zabrze, który piłkę zaczął kopać w Podkarpaciu Pustynia. Na listę można jeszcze wciągnąć Sławomira Szeligę, wychowanka Stali Rzeszów, od lat kluczowego zawodnika Cracovii, który zmagał się jednak z kontuzją. W elicie mamy jeszcze: Mateusza Cetnarskiego (Cracovia, pochodzi z Kolbuszowej) i bramkarza Wisły Kraków Gerarda Bieszczada (wyszedł ze szkółki Igloopolu Dębica). Andreja Prokić, rezerwowy Bełchatowa, a przez kilka sezonów podpora Stali Rzeszów, nie jest oczywiście wychowankiem żadnego podkarpackiego klubu.

– Dlaczego tak rzadko udaje się naszym graczom zaistnieć w najwyższej klasie? Problem polega na tym, że nie mamy na Podkarpaciu klasowej drużyny. Takiej, która ciągnęłaby w górę pozostałe. Zetknięcie z ekstraklasą, gdzie inaczej się trenuje i niezbędne jest dobre wyszkolenie fizyczne, jest często bardzo bolesne. Choć i tak jest łatwiej, niż dziesięć lat temu. Za moich czasów pomocnik musiał zasuwać od „16” do „16”, dziś kryje się w strefach. Sędziowie chronią piłkarzy przed brutalami, naprawdę wiele się zmieniło na lepsze – zauważa Mirosław Kalita.

Szli na piwko, a on ćwiczył
Nasz rozmówca nie ma wątpliwości: i tak najważniejszy jest charakter samego zawodnika. – Niektórzy wolą uchodzić za gwiazdy w Rzeszowie, Krośnie czy Stalowej Woli i zarabiać po 2-3 tysiące zł. Są też tacy, jak dębiczanin Paweł Bochniewicz, który całkowicie poświęcił się piłce nożnej. Gdy koledzy szli na piwko albo na dyskotekę, on trenował. I dziś jest obrońcą Udinese Calcio, poważnej drużyny Serie A – podaje przykład Kalita. – Kamilowi Raduljowi i innym radzę: spróbujcie! Będąc w ekstraklasie jest się obserwowanym przez wiele klubów, także tych z pierwszej ligi. Nawet jeśli nie uda się utrzymać na szczycie, można znaleźć ciekawego pracodawcę.

W ostatnich latach, z piłkarzy urodzonych na Podkarpaciu, kariery zrobili tylko Artur Jędrzejczyk (Legia, Krasnodar, reprezentacja Polski), Sławomir Peszko (Lech Poznań, FC Koeln, reprezentacja Polski), Seweryn Gancarczyk (liga ukraińska, Lech, Górnik Zabrze, reprezentacja Polski) i Łukasz Trałka (Polonia Warszawa, Lech, reprezentacja Polski). Byli tacy, co przegrali z chorobą (Waldemar Piątek, bramkarz Lecha) i tacy, którym nie wyszło z innych powodów, jak Maciej Nalepa czy Wojciech Reiman. Ten ostatni rok temu tak mówił Super Nowościom o swojej nieudanej przygodzie z Polonią Bytom i Podbeskidziem Bielsko-Biała. – W polskich warunkach nie zawsze forma decyduje o awansie. Z drugiej strony, mamy przykłady Pawła Zielińskiego w Śląsku Wrocław czy braci Maków w Bełchatowie, że ekstraklasę można zdobyć startując nawet z prowincjonalnego klubu III ligi. – Że nie wspomnę o Arkadiuszu Miliku, którego wyciągnięto z Rozwoju Katowice – dodaje Kalita.

Przeszli do historii
W elitarnym „Klubie 300” zrzeszającym piłkarzy, którzy rozegrali minimum tyle spotkań w ekstraklasie, znajduje się trzech wychowanków podkarpackich klubów. Są to: Bogusław Wyparło ze Stali Mielec (359 występów), Marek Bajor z Igloopolu Kolbuszowa (325) i Jan Domarski ze Stali Rzeszów (309). Natomiast w „Klubie 100”, do którego należą najwybitniejsi strzelcy, 11. miejsce zajmuje Jerzy Podbrożny (Polna Przemyśl, 122 gole w ekstraklasie), a 16. Grzegorz Lato (Stal Mielec, 111 goli).
Tomasz Szeliga

bilderadi
Nowiny – Kamil Radulj: nie czuję się niezastąpiony

Rozmowa z Kamilem Raduljem, pomocnikiem Stali Mielec, który w ostatnich dniach przebywał na testach w ekstraklasowej Koronie Kielce.

Niespełna 1,5 godziny drogi od Mielca jest ekstraklasowy klub. Tam zagra Kamil Radulj na wiosnę?
Nie wiem, ale nie mogę ściemniać, że nie marzę o grze w takim klubie jak Korona Kielce.

Jakie wrażenia?
Moje bardzo pozytywne, na zajęciach było bardzo sympatycznie. Jest tam sporo solidnych zawodników, konkurencja jest mocna. Było fajnie, pożegnaliśmy się w miłej atmosferze. Gdzie będę grał na wiosnę? Nie umiem inaczej zaspokoić ciekawości kibiców i mediów niż powiedzieć, że czas pokaże.

To inny świat?
W Kielcach czuć, że pracują tam ambitni ludzie. Na polska ekstraklasę można psioczyć, ale wymaga ona pewnego poziomu, pewnej kultury. Każdy piłkarz celuje w walkę o najwyższe swoje cele i na treningu pracuje się z odpowiednią mobilizacją. Nie powiem, bo w Mielcu też mamy zdeterminowanych działaczy, trenerów i piłkarzy. Mamy też kibiców, gramy jednak w II lidze, a każdy chce czegoś więcej.

Pana umowa ze Stalą wygasa w czerwcu 2016 roku, więc kluby muszą się jakoś dogadać..
Do tego etapu jeszcze nie doszliśmy, nie ma pewności czy w ogóle nastąpi.

Czuje pan, że to ostatni dzwonek na próbę walki o grę w ekstraklasie?
Absolutnie nie czuje się staro (śmiech). Proszę, mam dopiero 26 lat.

A ma pan zaproszenia na testy z innych klubów?
Na razie nie.

Jak pan ocenia jesień?
Raczej w dobrym tonie. Mimo słabego początku rozgrywek zakończyliśmy jesień z dość dobrym dorobkiem punktowym. Stal pozostaje w grze o najwyższe miejsca, a przecież we wrześniu martwiliśmy się o utrzymanie. Dołowaliśmy, a na koniec zyskaliśmy szacunek. No może popsuła ten obraz wysoka przegrana z Zagłębiem Sosnowiec.

Trochę zdrowia was to kosztowało. Pan jako ofensywny zawodnik nierzadko dostawał od rywali po kościach…
Piłka to nie szachy, nie ma w tym nic dziwnego. Z drugiej strony pamiętam takie poranki po meczu, w których nie mogłem stanąć. Na przykład po starciu w Tarnobrzegu. Mięśnie bolały parę dni.

Za dużo pan „wozi”…
Czasem muszę (śmiech).

Stal za trenera Rafała Wójcika grała bardziej otwartą piłkę, to ofensywnemu piłkarzowi powinno odpowiadać, a raczej tak nie było…
Nie ma co wspominać naszej gry z początku rozgrywek, nie było w niej nic specjalnego. Wystarczy popatrzeć na wyniki. To najlepszy komentarz do oceny naszych dokonań w tamtym czasie.

Trener Białek was odczarował?
U niego zaczęliśmy grać swoją piłkę. Taktykę dostosowaliśmy do armat, które pozostały w naszym składzie. Wiadomo, że im dłużej trwała ta rudna, tym więcej mieliśmy kłopotów i zawężało się pole manewru.

W Mielcu tysiące ludzi marzy o I lidze, kto jak nie „Radi” może ją poprowadzić do tego celu? Juniorzy?
Trudna sprawa. I liga w Mielcu jest jak najbardziej realna, ale przecież tak samo myślą w przynajmniej kilku innych klubach II ligi. Juniorzy? Co pół roku młodzi chłopcy dostają szanse. Damian Bożek czy Grzesiu Płatek pewnie na stałe wejdą do kadry I drużyny. Znajdą się moi godni zastępcy.
Nie ma ludzi niezastąpionych, przynajmniej ja się takim nie czuję.

A jak nie?
To Stal spróbuje w kolejnym sezonie. Nie ma opcji by Mielec spadł z II ligi.

Fot. Krzysztof Kapica