Zamknij

Marian Kosiński (1945-2021). „Wysoki, barczysty, nie do przejścia”

Nie był gwiazdą, która udzielała wywiadów, strzelała tuziny bramek, ale trudno wyobrazić sobie piłkarski zespół Stali Mielec lat 70. bez Mariana Kosińskiego. Filar mieleckiej defensywy ze złotego okresu zmarł w wieku 75 lat. Jego pogrzeb odbędzie się w sobotę (24 kwietnia) o godzinie 13:30 w kościele pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Mielcu. 

Marian Kosiński (ur. 04. 12. 1945 Tarnowskie Góry – zm. 21.04.2021 Mielec). Pozycja na boisku: stoper, prawy obrońca. Wzrost/waga: 185/90. Kluby w karierze: Gwarek Tarnowskie Góry (do końca 1968), Stal Mielec (1969-80). Praca szkoleniowa: kierownik drużyny w Stali Mielec, asystent trenera, trzykrotnie samodzielny trener w I lidze w Stali Mielec: 1980/81 wiosna, 82/83 wiosna, 89/90 jesień, Gryf Mielec (lata 80), Karpaty Krosno: 82/83, 91/92.

Dla mieleckiej Stali rok 1969 był tyleż pechowy, co i pełen niespodziewanych sukcesów. Z jednej strony (kończący się właśnie) trzecioligowy byt, pieczętujący dwustopniową degradację, z drugiej – juniorskie medale, napływ wspaniałych zawodników i coraz lepsza gra całego kolektywu, która pozwoliła w przeciągu dwóch kolejnych sezonów powrócić na futbolowe salony. Kto mógł wówczas przypuszczać, iż błyskotliwy szturm ekstraklasy zakończy się dwukrotnym mistrzowskim tytułem… Czy tak optymistyczne plany snuło kierownictwo drużyny, zawodnicy, kibice? Czy chociaż przez chwilę myśl o największych laurach zagościła w głowie jednego z najlepszych wówczas nabytków Stali – Mariana Kosińskiego? Czy piłkarz zdawał sobie sprawę, że całą swą futbolową karierę zwiąże z klubem z Solskiego? Że będzie jego sztandarowym zawodnikiem? Że przyjdzie mu grać z tuzami madryckiego Realu i że wreszcie zostanie jedną z piłkarskich legend Mielca?! Seria retorycznych pytań daleka jest od frazesów, o czym dobitnie świadczą futbolowe statystyki.

Marian Kosiński przyszedł do drużyny w rzeczonym 1969 roku, wprost ze śląskiego Gwarka Tarnowskie Góry (Klasa A). Sam przyjazd do Mielca był niejako dziełem przypadku, gdyż zawodnik miał parafować umowę z Ruchem Chorzów, ale zbieg okoliczności sprawił (chwilowa nieobecność trenera chorzowian), że Ślązaków w ostatniej chwili wyprzedzili mieleccy działacze. Kierownictwu drużyny spieszyło się z transferem tak bardzo, że utalentowanego obrońcę sprowadzili już początkiem stycznia 1969 roku, choć pierwszy mecz zawodnik rozegrał dopiero niemal 4 miesiące później.

Zadebiutował przed nową publicznością dokładnie 30 marca 1969 w zwycięskim meczu z Resovią (1-0). Dzięki wyrównanej grze – tak futbolisty, jak i kolegów – zespół jak burza przeszedł przez trzecią, a potem i drugą ligę i z powrotem znalazł się w upragnionej ekstraklasie, którą w rozpoczętej właśnie dekadzie dwukrotnie wygrał. W całej serii zmagań na najróżniejszych szczeblach etatowy ostatni obrońca rozegrał łącznie w polskiej Lidze aż 303 spotkania (wszystkie w Stali!), z czego znakomita większość przypadała na ekstraklasę (263 – 1 liga, 28 – 2 liga, 12 – 3 liga).

Ilość rozegranych meczów stawia Kosińskiego na 3. miejscu pod względem rozegranych meczów w barwach biało-niebieskich (Kukla 340, Lato 306), ale jest to efekt tego, iż zawodnik, w przeciwieństwie do wymienionych kolegów, nie grał w juniorach Stali. Co ciekawe, przy ponad ćwierć tysiącach rozegranych spotkań pierwszoligowych futbolista zdobył tylko 2 gole, co pewnie zrzucić trzeba na karb jego boiskowej pozycji. Bardziej okazała niż bilans bramkowy jest liczba spotkań pucharowych: Puchar Polski: 24 + 1 mecz w okręgu – 0 goli; Puchar Mistrzów: 4 mecze – 0 goli; Puchar UEFA: 9 meczów – 0 goli; Puchar Ligi: 4 mecze – 0 goli; Puchar Intertoto: 11 meczów – 0 goli. Ze wszystkich piłkarskich zmagań utalentowany zawodnik najlepiej wspomina dziś ostatnie mecze, które dały upragnione pierwsze mistrzostwo kraju w 1973 roku. To był olbrzymi sukces „złotej jedenastki”, z której później garściami czerpali trenerzy narodowej drużyny.

Dziwnym trafem, w kadrze nie znalazł się jednak Kosiński, ale jak żartobliwie tłumaczy, wszystkich piłkarzy z Mielca do narodowej jedenastki powołać się nie dało. W tym przekornym stwierdzeniu jest jednak sporo prawdy, wszak ówczesna polityka „po linii” nakazywała promowanie wszystkich regionów pracującej i ludowej ojczyzny. Brak powołań do kadry piłkarz doskonale zrekompensował sobie zdobywając w kilka lat później kolejne mistrzostwo Polski, a także wicemistrzostwo i brązowy medal ekstraklasy. Uczestniczył też w kilkunastu europejskich pojedynkach pucharowych, w tym, z madryckim Realem (1976), w którego szrankach występował wtedy m.in. Vincente del Bosque. W międzyczasie po mieleckiego futbolistę zgłaszali się kolejni działacze, nie tylko z Polski, ale także z całego świata. Mimo kuszących ofert finansowych (najintratniejsza pochodziła z Chicago), piłkarz nie zdecydował się na opuszczenie Mielca.

Po rozegraniu ostatniego meczu w Lidze (15.06.80; wyjazdowy z Ruchem Chorzów 0-4) rodowity Ślązak rozpoczął pracę szkoleniową w swej drugiej małej ojczyźnie – Mielcu. Tu pełnił funkcję kierownika drużyny, wielokrotnego asystenta (u trenerów: Mieczysława Kruka, Józefa Walczaka, Jacka Machcińskiego, Włodzimierza Gąsiora, Włodzimierza Jakubowskiego), był również, i to trzykrotnie, pierwszym trenerem Stali (08.04.81-25.06.81 I liga; 28.04.83-30.06.83 I liga (spadek do II ligi, przejął zespół w beznadziejnej sytuacji – w ostatnich 8 meczach „ugrał” 11 pkt. na 16 możliwych); jesień sezonu 89/90 I liga). W latach 80. pracował także w mieleckim Gryfie, w sezonach 89/90 i 91/92 prowadził trzecioligowe Karpaty Krosno.

Po ukończeniu studiów na AWF Katowice (trener II klasy), rozpoczął pracę w Zespole Szkół Budowlanych. Za wybitne osiągnięcia sportowe futbolistę i trenera nagrodzono m.in. tytułem „Mistrza Sportu” (1976), Złotym Krzyżem Zasługi (1985), Srebrną Honorową Odznaką PZPN (1982), Medalem 80-lecia PZPN, jego nazwisko znalazło się także w „Księdze zasłużonych dla Miasta Mielca” (1980). Cztery lata temu dopadła go choroba, w której następstwie amputowano mu nogę powyżej kolana. Dla tak znakomitego sportowca był to spory cios. Niestety, wczoraj o 7 rano jego serce zabiło po raz ostatni…

Miałem z nim bardzo dobre kontakty, w mym archiwum pozostało sporo ofiarowanych pamiątek m.in. zdjęć i programów meczowych.

Tekst: Leszek Śledziona
Zdjęcia: archiwum Leszka Śledziony