Nowy nabytek Stali Mielec opowiada o przywiązaniu do nowosądeckiej Sandecji, powodach zmiany klubu oraz oczekiwaniach na najbliższy sezon.
– Mielec leży stosunkowo blisko Nowego Sącza, a więc nie kilometry, ale sama zmiana klubu po 10 latach z pewnością nie była dla pana łatwa…
– Nowy Sącz to mój dom i naprawdę ciężko było opuścić Sandecję. Na szczęście tak jak pani powiedziała, Mielec nie jest zbytnio oddalony od Nowego Sącza, dlatego to było jego atutem. Nie ma najmniejszych problemów, by czasem zaglądać do domu.
– Z rodzinnym miastem wiążą się pana początki, a konkretniej z Dunajcem Nowy Sącz…
– Dunajec to mały klubik w Sączu. Tata, który był tam trenerem, zaprowadził mnie na stadion i de facto to on zaszczepił we mnie miłość do piłki. Od tego wszystko się zaczęło, bo stamtąd przeszedłem do Sandecji, by teraz bronić barw klubu z Mielca. Swój pierwszy klub wspominam bardzo dobrze, bo to dziecięce lata kształtują pewne cechy.
– Piłka to pana rodzinna tradycja…
– Tata na pewno chciał, abyśmy spróbowali swoich sił w futbolu, bo sam uprawiał tę dyscyplinę, ale także wujek – obaj grali w Sandecji. Brat występuje w Legii Warszawa, a więc można powiedzieć, że to rodzinna pasja. Nie czułem jednak nigdy negatywnej presji. Gdy zasiadamy wspólnie do stołu, niemalże zawsze mamy jeden temat rozmów, bo futbol to nieodłączna część naszego życia.
– Czy zaczynając przygodę z piłką, myślał pan, że w młodym wieku będzie pan nieprzerwanie występował na zapleczu Ekstraklasy?
– Dziecięce marzenia było na pewno większe. Wiadomo, świetna piłka i wielkie nazwiska.
– Real czy Barcelona?
– Zdecydowanie Real! (śmiech) Po latach patrząc na to wszystko, zweryfikowałem swoje dziecięce fantazje. Nie narzekam, bo piłka sprawia mi ogromną satysfakcję. Nie wyobrażam sobie siebie w innym zawodzie. Na pewno chciałbym wystąpić w Ekstraklasie, ale teraz skupiam się jedynie na swoim klubie, którego barwy niedawno przywdziałem.
– Odnoszę wrażenie, że piłka to dla pana nie tylko praca, ale również pasja…
– Gra na pewnym poziomie łączy się z określonymi zarobkami, ale robię to, co kocham i mam nadzieję, że będzie to trwało jak najdłużej.
– Nominalnie jest pan ofensywnym pomocnikiem, ale zdarzało się, że przejmował pan rolę defensywnego pomocnika. W której strefie czuje się pan najpewniej?
– Myślę, że nie ma dla mnie różnicy, bo najlepiej czuję się w środku pola. Zdarzało się, że sporadyczne występowałem na z boku obrony czy pomocy, ale środek to „moje miejsce”.
– Jak na młodego zawodnika, pana doświadczenie w polskich standardach jest dosyć spore. Wystarczy przywołać sezon 09/10, w którym zadebiutował pan w Sandecji u trenera Dariusza Wójtowicza…
– To właśnie on dał mi szansę zadebiutować w Sandecji. Później tak się zadziało, że dosyć często występowałem na zapleczu Ekstraklasy. Załapałem pewne doświadczenie i nie czuję się jak młokos. Można powiedzieć, że wiem, jak należy poruszać się na boisku.
– Ubiegłej rundy wiosennej nie zaliczy pan do udanych, bo wystąpił pan jedynie w dwóch meczach, w obu wchodząc z ławki rezerwowych. Czy ten „głód gry” spowodował rozstanie z Sandecją?
– Dokładnie! Wydaje mi się, że nie jestem jeszcze wiekowym zawodnikiem (śmiech). W tym momencie najważniejsza jest dla mnie gra i dalszy rozwój w dobrym kierunku. Jeśli zawodnik nie dostaje szans, a trener na niego nie stawia i nie ma „światełka w tunelu”, by zmienić sytuację, to trzeba szukać zmian.
– Nie miał pan okazji w pełni zintegrować się z drużyną, bo nie wyleciał pan do USA z powodu obowiązującego wówczas kontraktu z Sandecją. Jak przyjęła pana szatnia, po tym gdy pierwszy raz pojawił się pan na treningu?
– Naprawdę dobrze. Wiadomo, że jako „nowa twarz” jeszcze za wiele się nie odzywam, ale myślę, że pełen proces aklimatyzacji przebiegnie bardzo szybko. Większość chłopaków jest w moim wieku, więc myślę, że nie będę mieć w Mielcu żadnych problemów.
– Pierwszy mecz ligowy będzie dla pana na swój sposób ważny, bo do Mielca zawita Sandecja. Zagra więc pan przeciwko ludziom, których mówiąc kolokwialnie, zna pan od podszewki?
– Będzie to dla mnie szczególny mecz. Nie wiem czy w nim wystąpię, ale nawet siedząc na ławce pozbędę się sentymentów, bo gram teraz dla Stali. Sandecja to długoletnia przygoda, a w zasadzie już historia. W Sandecji mam wielu kolegów, a więc z pewnością nie będzie to taki zwyczajny mecz.
– Na zakończenie sprawdzimy pana umiejętności jako typera wyników. Kto wyjdzie z tego starcia zwycięsko, a może zakończy się ono remisem?
– Wiadomo, że Stal (uśmiech), bo teraz to jest mój klub. Nie jest też tak, że do Sandecji nie pozostanie mi żaden sentyment, bo jeszcze długo będę kibicował temu klubowi. Moje serce zawsze będzie czarno-białe, choć teraz po części staje się biało-niebieskie.
Rozmawiała: Paulina Janocha
crazyaboutfootballsite.wordpress.com