Przed nami 21. mecz, w którym naszym przeciwnikiem jest Lechia Gdańsk. Do tej pory nasz bilans jest korzystniejszy, choć również pod warunkiem, jeśli weźmiemy pod uwagę mecze z drużyną, która do dzisiaj budzi wątpliwości.
Zacznijmy więc od tych wątpliwości. Problem głównie polega na tym, że w sezonie 1995/96 w najwyższej klasie rozgrywkowej występował zespół o nazwie Lechia/Olimpia Gdańsk.
– Był to efekt fuzji ekstraklasowej wówczas Olimpii Poznań i Lechii Gdańsk, która grała w niższej lidze. Z tym zespołem rywalizowaliśmy dwukrotnie – u siebie wygraliśmy 2:1, a w Gdańsku padł remis 1:1 – tłumaczy Tomasz Leyko, autor książki „Biało-Niebieska”.
Jeśli więc doliczymy do ogólnego bilansu dwa powyższe mecze, to w całej historii z Lechią Gdańsk graliśmy łącznie 20 razy. Wygraliśmy osiem spotkań, w sześciu padł remis, a porażek mieliśmy sześć. Ostatnią mamy zresztą świeżo w pamięci – pod koniec lutego przegraliśmy u siebie 0:1, mimo tego, że na bramkę rywala oddaliśmy aż 30 strzałów.
Historię spotkań z Lechią zacznijmy jednak od początku, bo to zdecydowanie lepsze wspomnienia. W 1961 roku beniaminek z Mielca ograł Lechię w Gdańsku 2:0.
– Wynik był sensacyjny, bo kilka dni wcześniej Stal sromotnie poległa u siebie z Górnikiem Zabrze 1:7 co dziś pozostaje jedną z dwóch największych porażek w lidze. Sensacja była tym większa, że po urazie Pyki, Stal miała zdolnych do gry… 11 zawodników – opowiada nam Tomasz Leyko, autor książki „Biało-Niebieska”.
Gdańszczanie ewidentnie zlekceważyli mielczan, którzy po 10 minutach prowadzili 2:0 po golach ówczesnych gwiazdorów czyli Tobollika i Kapuścińskiego.
– Dużo kontrowersji wywołała druga bramka, bo zdaniem publiczności był ewidentny spalony – podkreśla Leyko. Boleśnie odczuł to arbiter, który do końca spotkania był obrażany przez kibiców. Z kolei Stal umiejętnie pilnowała wyniku, a kilka kontr mogło przynieść pozytywny efekt.
Zwróćmy uwagę na istotny szczegół o którym dziś zapominamy. – Mecz odbywał się w mieście, które jeszcze 16 lat wcześniej formalnie nie było w granicach naszego kraju. Wizyta w miejscowości, którą duża część kibiców i również zawodników pamiętała jako „Wolne Miasto Gdańsk” na pewno była wtedy przeżyciem – przypomina autor książki „Biało-Niebieska”.
W rewanżu w Mielcu było jeszcze lepiej, choć to Lechia wciąż była faworytem, znacznie lepiej lokowanym w tabeli. Stal pokonała gdańszczan aż 6:1 mimo iż, podobnie jak wiosną, pojedynek ten poprzedziło „lanie” od zabrzan (tym razem 1:6).
– Trzy gole dla mielczan zdobył Rajmund Kapuściński i był to pierwszy hat-trick mielczan w pierwszej lidze, 2 gole dołożył Czylok, a jednego Harężlak – opowiada T. Leyko.
– W następnym sezonie były dwa remisy 0:0 i 1:1. W bramce Lechii zagrał wtedy Mieczysław Sztuka, dobry znajomy mielczan, wychowanek Stali, z którą w 1957 roku awansował do II ligi i zaliczył w niej udany debiut. Rok później wybrał się na studia do krakowskiej Politechniki i przywdział pasiastą koszulkę Cracovii, skąd trafił do Lechii, kontynuując akademicką drogę na Politechnice Gdańskiej. Interesował się nim także Górnik Zabrze. Po zakończeniu piłkarskiej kariery pełnił wiele odpowiedzialnych funkcji i stanowisk na Pomorzu. Odpowiadał m.in. za budownictwo komunalne w Gdańsku. Otrzymał tytuł „Zasłużony Miasta Gdańska”, został też odznaczony „Złotym Krzyżem Zasługi”. Zmarł w 2009 roku.
Lata 80. to kolejne potyczki na poziomie ekstraklasy. W sezonie 1986/87 na wyjeździe mielczanie zremisowali 0:0, a u siebie wygrali 1-0. W tym drugim meczu gola strzelił młody Leszek Jędraszczyk, dla którego był to dopiero drugi występ. W Lechii bronił Janusz Stawarz, który do Gdańska przeniósł się z Mielca po spadku z ekstraklasy w 1983 roku.
Później mieliśmy dwa mecze z lat 90-tych, o których pisaliśmy wyżej oraz ubiegły sezon już w PKO BP Ekstraklasie. Jak będzie tym razem? O tym przekonamy się już w sobotę (20 listopada) o godzinie 17:30 na Stadionie Miejskim w Mielcu.
Kup bilet na mecz PGE FKS Stal Mielec – Lechia Gdańsk – KLIKNIJ.