Zamknij

Mateusz Kochalski: „W życiu nic nie jest niemożliwe” [wywiad]

Były bramkarz FKS Stali Mielec, dziś golkiper Qarabağ FK i uczestnik Ligi Mistrzów, a także powołany do reprezentacji Polski — Mateusz Kochalski — odpowiada na pytania Mateusza Prokopiaka, Rzecznika Prasowego FKS Stal Mielec. Opowiada o drodze przez Mielec do europejskich stadionów, o treningowej codzienności w Azerbejdżanie, roli Stali w jego rozwoju i o marzeniach, które wcale się nie kończą.

MP: Mateusz, jeszcze niedawno komentatorzy i dziennikarze zachwycali się Twoimi interwencjami w PKO BP Ekstraklasie w barwach FKS Stali Mielec. Dziś są pod wrażeniem Twoich umiejętności, gdy zatrzymujesz przeciwników w rozgrywkach Ligi Mistrzów w barwach Qarabağ FK. Czy zdarza Ci się pomyśleć, jak dużo wydarzyło się w Twoim życiu w ciągu roku?

Mateusz Kochalski

MK: Nie w każdym meczu zatrzymywałem przeciwników i nie powiedziałbym, że jestem bardzo zadowolony ze wszystkich tych spotkań. Oczywiście, występy były częściej na plus niż na minus. Częściej pojawia mi się myśl, że w życiu nic nie jest niemożliwe. Do Qarabağ FK przychodziło wielu zawodników, którzy grali w drugiej lidze portugalskiej lub w innych krajach, a teraz – tak jak ja – grają w Lidze Mistrzów. Każdy zawodnik chciał kiedyś usłyszeć ten hymn; ja też bardzo tego chciałem i to się wydarzyło.

MP: Można powiedzieć, że jesteś przykładem dla kolejnych piłkarzy z Mielca, że Stal może być bardzo dobrym krokiem w kierunku dalszej kariery. Michał Matys w jednym z wywiadów powiedział, że chciałby podążyć drogą Mateusza Kochalskiego i zagrać za parę lat w Lidze Mistrzów.


MK: A może pójdzie jeszcze lepszą drogą? Może trafi do klubu z lig TOP 5? Trzymam za niego kciuki i życzę mu jak najlepiej.

MP: Jakbyś miał tak na szybko wybrać jedno wspomnienie ze Stali Mielec – co byś wskazał?

MK: Niby proste pytanie, ale odpowiedź jest bardzo trudna. Ze Stali mam mnóstwo fantastycznych wspomnień. Ciężko mi wybrać jedno, ale na pewno wygrana na Łazienkowskiej z Legią Warszawa to był taki bardzo fajny moment. Mam wiele chwil z Mielca, które zostaną ze mną na zawsze.

MP: Pamiętam sytuację, kiedy po ostatnim meczu w sezonie Bartosz Mrozek szedł ze mną na konferencję prasową i żartobliwie powiedziałeś mu, aby wspomniał o Tobie, bo na pewno nikt z kibiców nie pamięta, że w Stali jest taki piłkarz jak Ty. Prawda jest taka, że sezon 2022/2023 był dla Ciebie bardzo trudny, ponieważ spędziłeś go na ławce rezerwowych. Czy ten czas i ta ławka były Twoją najtrudniejszą „poczekalnią” w karierze?

MK: To nie była najtrudniejsza – jak to fajnie nazwałeś – „poczekalnia” w karierze. Najtrudniejsza była w Radomiu, kiedy awansowaliśmy do PKO BP Ekstraklasy, a ja się w jakiś sposób do tego przyczyniłem, i ktoś decydujący w Legii Warszawa zabrał mi wtedy granie w Ekstraklasie. To był najtrudniejszy moment, ponieważ czułem, że zasłużyłem na Ekstraklasę, na to miejsce, i mógłbym zadebiutować w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce oraz wejść na jeszcze wyższy poziom. Co do moich słów do Bartka – tak jak powiedziałeś – były żartobliwe, ponieważ zawsze mieliśmy dobry kontakt. Kiedy dołączyłem do drużyny z Mielca, Bartek już w niej był i ani przez chwilę nie pomyślałem, że to mnie należy się gra w wyjściowym składzie, a nie jemu, ponieważ grał bardzo dobrze i równo – bez wahań formy. W Stali nie miałem poczucia, że coś jest niesprawiedliwe. Cierpliwie czekałem, aż dostanę swoją szansę w nowym sezonie lub pod koniec tamtego i chciałem się do niej jak najlepiej przygotować.

Mateusz Kochalski

MP: Jak musiałeś się motywować do treningów przez cały tydzień, kiedy wiedziałeś, że w weekend i tak to Bartek wystąpi w wyjściowym składzie? Jak trudne jest utrzymać i podnosić swój poziom mimo braku regularnej gry?

MK: Teraz czekam na każdy mecz jako podstawowy bramkarz, a wtedy czekałem na każdy trening. W tamtym momencie zależało mi, żeby mimo wszystko zawsze pokazywać się jak najlepiej. Czekałem na wszelkiego rodzaju gry wewnętrzne, aby sztab widział, że cały czas jestem gotowy. Oczywiście, trochę się irytowałem, ponieważ to był drugi sezon z rzędu, kiedy siedziałem na ławce rezerwowych, a to najgorsze, co może spotkać bramkarza. Musiałem jednak zawsze jak najlepiej się przygotować i cierpliwie czekać.

MP: W tamtym sezonie pojawiła się opcja, abyś odszedł do Podbeskidzia Bielsko-Biała.

MK: Pojawiła się opcja wypożyczenia do końca sezonu, ale Prezes przekonywał mnie, abym został, i z tego, co pamiętam, sztab szkoleniowy również nie chciał, żebym opuszczał Stal. Jak widać, koniec końców dla nas wszystkich skończyło się to bardzo dobrze.

MP: Jak układała Ci się współpraca z trenerem Beszczyńskim?

MK: No właśnie się zamyśliłem i zapomniałem o nim wspomnieć przy poprzednim pytaniu o czas, gdy siedziałem na ławce (śmiech). Już wtedy, jako bramkarz rezerwowy, czułem, że mam trenera, przy którym cały czas robię postęp. Bywają miejsca, gdzie się tego nie czuje i trzeba to nadrabiać meczami czy treningami indywidualnymi. W Stali Mielec cały czas czułem, że jestem przygotowywany na bardzo dobrym poziomie, dlatego bardzo dobrze wspominam te jednostki treningowe. Do jakiego klubu bym nie poszedł, z chęcią zabrałbym trenera Kamila ze sobą.

MP: Co w Twojej grze poprawiłeś najbardziej w czasie pobytu w Stali Mielec?

MK: Myślę, że grę na przedpolu – w tym elemencie najbardziej podniosłem swoje umiejętności. Na linii zawsze radziłem sobie ze strzałami, czy to z bliskiej, czy z dalszej odległości. Poprawiłem też grę nogami, chociaż przyznam szczerze, że odchodząc z Mielca, ten element nie był jeszcze na superpoziomie.

MP: Nadszedł sezon 2023/2024 – pierwszy mecz z numerem 1 w wyjściowej jedenastce. Jakie towarzyszyły Ci uczucia? Lekkie podenerwowanie, czy może skok adrenaliny i ekscytacja, że wreszcie nadszedł Twój czas?

MK: Była adrenalina i ekscytacja, chociaż stres też był wtedy trochę większy, a nawet duży, ponieważ byłem po dwóch latach bez gry. W okresie przygotowawczym zagrałem kilka sparingów, ale wyjść przy pełnych trybunach to zupełnie inna sprawa. Wiedziałem, że to moment, w którym – jeśli mój start nie poszedłby w dobrą stronę – możliwe, że trener musiałby szukać innej opcji i postawić na kogoś z chłopaków. Z każdym meczem ten stres spadał, coraz lepiej sobie z nim radziłem i coraz lepiej się czułem.

Mateusz Kochalski

 

MP: Wspomniałeś, że wygrana z Legią to moment, który bardzo dobrze pamiętasz. A czy masz taki mecz, do którego wolałbyś nie wracać?

MK: Chyba mecz wyjazdowy z Wartą Poznań, kiedy „przyjąłem” pięć bramek i – z tego co pamiętam – dołożyłem coś od siebie przy tych golach. Pamiętam również spotkanie wyjazdowe z Piastem Gliwice, bo chyba puściłem tam tzw. babola. Na pewno były jeszcze inne gorsze momenty, ale – jak wcześniej powiedziałem – tych przyjemnych było o wiele, wiele więcej.

MP: Gdybym mógł cofnąć się w czasie do tego pierwszego meczu i przed jego rozpoczęciem powiedział Ci, że już za chwilę będziesz wybierany przez PKO BP Ekstraklasę do jedenastki kolejki, Canal+ wybierze Cię najlepszym zawodnikiem kolejki, a kilka razy redakcja Weszło umieści Cię w najlepszej jedenastce – co byś odpowiedział?

MK: Powiedziałbym, że właśnie do tego dążę i że tak to miało wyglądać. Przed startem sezonu nie planowałem, że będę w jedenastkach „badziewiaków” w Weszło czy w zestawieniach najgorszych zawodników sezonu, tylko chciałem zmierzać w kierunku, o którym powiedziałeś. Taki był mój plan i fajnie, że wszystko się tak ułożyło.

MP: Zakończył się sezon i otrzymałeś tytuł najlepszego bramkarza PKO BP Ekstraklasy. Miałeś przeczucie, że to właśnie Ty zostaniesz wybrany?

MK: Akurat tego nie miałem w planach. Nie wiedziałem, że aż tak dobrze się to wszystko skończy, ale raczej jestem z tego zadowolony (śmiech). Wtedy byłem w szoku, już sama nominacja do tytułu najlepszego bramkarza sezonu mnie zaskoczyła. Moim zdaniem jako drużyna dobrze graliśmy, wszystko funkcjonowało – prezes nie zadłużał budżetu i nie sprowadzał zawodników za wielkie pieniądze, a spokojnie się utrzymaliśmy, w przeciwieństwie do klubów mających dużo większe budżety. Nie spodziewałem się nominacji, ponieważ – choć miałem dobre interwencje – Stal nie była zespołem z TOP 5 na koniec sezonu. Tym bardziej miło, że tak się to zakończyło.

Mateusz Kochalski

MP: Sezon dobiegł końca, kadra narodowa szykowała się na Mistrzostwa Europy i dostajesz telefon: „Panie Mateuszu, Pan się pakuje i przyjeżdża z nami trenować”. Co sobie wtedy pomyślałeś?

MK: Że trzeba przekładać wakacje (śmiech). Oczywiście żartuję. Znów byłem w szoku – w krótkim czasie wydarzyło się bardzo dużo w mojej karierze. Byłem bardzo zadowolony i wdzięczny, że otrzymałem taką szansę.

MP: A jak zareagowała Twoja rodzina, gdy dowiedziała się, że otrzymałeś powołanie do pierwszej reprezentacji Polski?

MK: Mój tata bardzo ekscytuje się wszystkim, co jest związane z moją karierą (uśmiech), a wtedy to już można powiedzieć, że był w niebie. Cała rodzina była przeszczęśliwa i – myślę – dumna ze mnie.

MP: Przyjeżdżasz na zgrupowanie reprezentacji, a tam piłkarskie gwiazdy, np. Robert Lewandowski. Pamiętasz, jak zostałeś przyjęty przez zawodników kadry? Bardziej po koleżeńsku czy raczej stonowanie?

MK: Bardzo dużo zawodników przyjęło mnie świetnie, rozmawiali ze mną, żebym jak najłatwiej „wkomponował się” w kadrę. Część trochę mniej, ale to rozumiem – to normalne przy pierwszym powołaniu, do tego z małego klubu; mówię to z ich perspektywy, nie mojej. Ogólnie zostałem przyjęty bardzo dobrze przez całą kadrę i sztab. Pierwszego wieczoru śpiewałem przed wszystkimi piosenkę „Whisky” zespołu Dżem.

MP: Ale do piosenki o whisky nie było whisky? (śmiech)

MK: Oczywiście, że nie. Jestem profesjonalistą i wszyscy w reprezentacji są profesjonalistami, więc na takie sytuacje nie ma miejsca.

Mateusz Kochalski bramkarzem sezonu

MP: Kończąc temat Stali Mielec – czy i jak bardzo Stal wpłynęła na Twoją karierę i ten niewątpliwy sukces?

MK: Myślę, że gdybym wtedy trafił do Podbeskidzia, nie doszłoby do transferu do Qarabağ FK i nie grałbym dziś w Lidze Mistrzów. A mówiąc całkiem poważnie: Stal tak mocno mi pomogła, że teraz remisuję z Chelsea czy wygrywam z Benficą Lizbona w Champions League. To ogromna zasługa tego klubu, atmosfery i sztabu. To mnie tak przygotowało, że teraz radzę sobie na wyższym poziomie. Te dwa lata w Stali miały ogromny wpływ na to, kim i gdzie jestem.

MP: Ze Stali Mielec przeniosłeś się do Qarabağ FK. W sieci pojawiały się komentarze, że to dość dziwny kierunek. Dlaczego się na niego zdecydowałeś?

MK: Były jakieś zainteresowania z innych klubów, ale nie otrzymałem żadnej konkretnej oferty – to po pierwsze. Po drugie, skoro pojawiła się taka okazja, chciałem spróbować swoich sił wyżej. Z chęcią grałbym do końca życia w Stali, jednak każdy piłkarz chce stawiać kolejne kroki. Od dziecka – jak pewnie każdy chłopak – marzyłem, żeby grać na najwyższym poziomie. Wiedziałem jednak, że aby dojść na poziom TOP, muszę pokonać kolejny szczebel, z którego wejdę na jeszcze wyższy. Tęsknię za atmosferą w Mielcu, jednak musiałem w pewnym sensie zaryzykować tym wyjazdem. Patrząc z perspektywy czasu, myślę, że wszystko dobrze się ułożyło.

MP: Jak wspominasz początek w klubie z Azerbejdżanu? Czego się spodziewałeś, dołączając do Qarabağ FK?

MK: Nie wiedziałem nic – musiałem poczytać w internecie o tym kraju, bo nie spodziewałem się, że będę miał okazję tu grać. Każdy bardziej myśli o ligach TOP 5 czy dużych klubach europejskich. Po wylądowaniu szybko przekonałem się, że ludzie są tu bardzo życzliwi i pomocni. W klubie przyjęto mnie świetnie, więc szybko stwierdziłem, że wszystko jest jak najbardziej OK.

MP: Czy warunki do życia w Azerbejdżanie bardzo różnią się od tych w Polsce?

MK: Na pewno jest spora różnica, ale nie taka, która by komukolwiek przeszkadzała. Wiem, że mieszkańcy Azerbejdżanu tego porównania nie lubią, ale najłatwiej to zobrazować mówiąc, że w pewnym sensie kraj jest podobny do Turcji. To kraj muzułmański, ale – jak wspomniałem – ludzie są bardzo pomocni, więc nie ma tu niczego, co mogłoby kogoś zniechęcić do przyjazdu.

Mateusz Kochalski

MP: Jak zareagowała Twoja dziewczyna, kiedy powiedziałeś jej, że będziesz grał w Azerbejdżanie?

MK: Spodziewała się, że jeśli będziemy się przenosić, to do kraju, o którym więcej wiemy i który jest bliżej. Oczywiście zrozumiała jednak, że – jak wspomniałem – aby wejść na wyższy poziom, muszę iść krok po kroku. Czasem chłopak z Polski trafia do dużego klubu, ale nie zawsze tak jest. Ona bardzo mnie wspiera we wszystkich działaniach i jestem jej za to ogromnie wdzięczny.

MP: Ty obecnie wynajmujesz mieszkanie czy mieszkasz w hotelu?

MK: Wynajmuję mieszkanie. W wakacje je zmieniłem – wcześniej mieszkałem w centrum, ale przeprowadziłem się bardziej na obrzeża, bo wolę spokojniejsze życie poza treningami.

MP: Czy cykl treningowy i jego metodologia mocno różnią się od tych w Stali Mielec?

MK: Bardzo różnią się od dosłownie każdego klubu, w jakim grałem w Polsce. W Qarabağ FK dużo więcej się trenuje. Spędzamy w klubie po 7–8 godzin dziennie. Mamy dwuosobowe pokoje w klubie; jeśli mamy trening o 16:00, zbiórka jest o 14:00. Tutaj też jemy posiłki i mamy czas na drzemkę przed treningiem. Każdy trening zaczynamy siłownią: im dalej do meczu, tym obciążenia na siłowni są większe, a w miarę zbliżania się do dnia meczowego – mniejsze.

MP: Czyli oprócz jednostek na boisku macie również codziennie treningi na siłowni?

MK: Tak. Niezależnie od długości cyklu treningowego siłownia jest w planie. Oczywiście dzień przed meczem to już tylko lekka jednostka – tzw. aktywacja: gumy, rozciąganie, rolowanie, rowerek itp. W dniach otwierających nowy cykl spędzamy około półtorej godziny na mocnym treningu siłowym, po czym od razu wychodzimy na boisko na kolejne półtorej do dwóch godzin.

MP: Widzimy, że bardzo dobrze radzicie sobie w Lidze Mistrzów. Gdybyś miał określić Wasz poziom – w której lidze z TOP 5 Qarabağ poradziłby sobie najlepiej?

MK: Myślę, że w lidze francuskiej. To liga, gdzie kilka zespołów co roku dominuje, ale reszta jest słabsza i – moim zdaniem – na podobnym poziomie do naszej drużyny.

MP: Jak wygląda piłka nożna w Azerbejdżanie od strony kibiców? Jak dużo osób chodzi na mecze?

MK: Zainteresowanie jest na pewno mniejsze niż w Polsce. Oczywiście, gdy gramy w Lidze Mistrzów, stadion jest pełny, ale w meczach ligowych jest dużo mniej kibiców – przychodzą ci najbardziej wierni. Jest spora grupa, która zawsze śpiewa i nas dopinguje. Mam do tych kibiców ogromny szacunek. Ktoś może powiedzieć, że mało osób na stadionie, że atmosfera mogłaby być lepsza, gdzie indziej jest ich więcej – ale moim zdaniem, ilu by ich nie było, należy im się wielki szacunek, że przychodzą na każdy mecz. Kiedyś, gdy grałem w Legionovii, przychodził jeden kibic – fajny chłopak, który zawsze śpiewał, i miałem do niego wielki podziw i szacunek. Jeśli ktoś się z niego śmiał, od razu dostawał ode mnie mocną reprymendę – bo dużo łatwiej jest pójść za kilkutysięcznym tłumem i wspierać drużynę, niż w małej grupie dopingować swój klub.

Mateusz Kochalski

MP: U was w klubie jest rotacja w bramce. Nie bronisz w każdym meczu.

MK: Jest tutaj też bramkarz z Azerbejdżanu, który gra w reprezentacji. On też musi być cały czas w rytmie meczowym i formie, aby w tej reprezentacji grać. Trener zawsze dużo rotował i nadal rotuje, ale nie tylko na pozycji bramkarza – całą jedenastką. Niektórzy mówią: „Nie grasz w każdym meczu – dlaczego?”, a ja powtarzam od półtora roku, że rotacja jest na wszystkich pozycjach, nie tylko na mojej, i nie ma w tym nic nadzwyczajnego.

MP: Jak rywalizuje Ci się z Shahrudinem Mahammadaliyevem? To zdrowa rywalizacja, czy każdy z Was patrzy tylko na siebie?

MK: Pomagamy sobie na każdym treningu. Zawsze mogę liczyć na pomoc wszystkich chłopaków. Shahrudin jest stąd – z Azerbejdżanu – więc prościej komunikuje się z trenerem, bo rozmawiają w tym samym języku. Jest tu od kilku lat i przekazuje dużo informacji; od początku pobytu pomaga mi, bo ma duże doświadczenie. Zdecydowanie każdy tu się wspiera i nikt nikomu nie próbuje zrobić na złość.

MP: Prywatnie – czego Ci brakuje na miejscu w Azerbejdżanie?

MK: Chciałbym, żeby moja dziewczyna była tutaj ze mną cały czas – i mój pies. Wtedy niczego więcej by mi nie brakowało, żebym był w pełni szczęśliwym człowiekiem.

MP: Wróćmy na moment do kadry narodowej. Była sytuacja, że pojechałeś na zgrupowanie reprezentacji Polski, na które powołanie otrzymał również Bartek Mrozek. Dwóch byłych bramkarzy Stali Mielec w kadrze. Był uśmiech, gdy się zobaczyliście?

MK: Oczywiście, że tak. Mam z Bartkiem bardzo dobry kontakt, cały czas rozmawiamy. To taki sympatyczny uśmiech i radość, jak wtedy, gdy spotykasz dobrego kumpla, z którym dawno się nie widziałeś. Pośmialiśmy się – w pozytywnym znaczeniu – że dopiero co on bronił w Stali, ja siedziałem na ławce, później ja grałem; byliśmy w jednym klubie, a teraz pojechaliśmy razem na zgrupowanie reprezentacji. W obu przypadkach to pokazuje, że w życiu wszystko jest możliwe.

Mateusz Kochalski

MP: Czyli zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że Stal Mielec rozwija piłkarskie skrzydła?

MK: Jak najbardziej. Ja i wielu innych piłkarzy jesteśmy tego przykładem.

MP: Nie masz trochę żalu, że nie otrzymałeś powołania teraz do reprezentacji Polski? (Wywiad przeprowadzony w weekend przed ogłoszeniem dodatkowego powołania dla Mateusza Kochalskiego).

MK: Nie mam. Wiem, że jeśli wszyscy bramkarze są zdrowi, selekcjoner ma swoją pewną trójkę. Każdy z nich gra, ale nie śledzę dokładnie, jak się spisują. Oczywiście Łukasz Skorupski to bardzo wysoki poziom – tak doświadczony zawodnik, że w jego przypadku pewne jest, iż nie „zawali” żadnego meczu. Wiem też, że wielu bramkarzy gra w bardzo mocnych ligach i również nie otrzymuje powołania. Decyzje sztabu i selekcjonera są dla mnie zrozumiałe, szanuję je i uważam za jak najbardziej normalne.

MP: Co sobie pomyślałeś, kiedy pierwszy raz usłyszałeś na murawie hymn Ligi Mistrzów?

MK: Szczerze mówiąc, na początku musiałem się z tym oswoić, bo zawsze o tym marzyłem. Przed pierwszym meczem puściłem sobie hymn Ligi Mistrzów w zapętleniu i słuchałem dosłownie pół dnia (śmiech). Wychodząc na boisko, to zupełnie inne odczucie. Zawsze staram się nie stresować przed meczami, ale na początku ten stres się pojawiał – działał jednak bardziej motywująco. To było spełnienie marzenia, ale marzenia się nie kończą. Wiem, że trzeba sobie stawiać poprzeczkę coraz wyżej. Na pewno to nie jest szczyt, jeszcze wiele przede mną i na pewno się nie zatrzymam.

MP: Lecicie na mecz do Lizbony i wraz z zespołem wygrywacie w Lidze Mistrzów. Zdobywacie trzy punkty w meczu, w którym nie byliście faworytem. Rok wcześniej walczyłeś o punkty w PKO BP Ekstraklasie, a teraz dopisujesz komplet w Champions League. Po końcowym gwizdku arbitra pojawiła się łza wzruszenia?


MK: Szczerze mówiąc, po zakończeniu meczu się śmiałem, bo nie dowierzałem, że to dzieje się naprawdę. Niektórzy mówią, że filmy są nierealistyczne, gdy komuś coś szybko się udaje i w krótkim czasie spełnia tyle marzeń. Ja czułem się jak w takim filmie. Łezki nie było, ale byłem w szoku i ogromnie szczęśliwy. Dla mnie nie ma znaczenia, przeciwko komu gramy – czy to Chelsea, czy klub z ligi azerskiej – zawsze chcę wygrać i w to wierzę. Ale byłem w szoku, że tak szybko nam się to udało i w tak dobrym stylu, bo to nie był przypadek, że dopisaliśmy trzy punkty.

MP: W transmisji meczu z Chelsea widziałem, że wymieniłeś się koszulką z Robertem Sanchezem.

MK: Mam takie spojrzenie, że bramkarze to trochę inny „zawód” i nigdy nikomu źle nie życzyłem. Zawsze przed meczem przybijam piątkę, życzę powodzenia, a po meczu dziękuję i gratuluję – albo ktoś gratuluje mi. Mam cel, żeby od każdego bramkarza zebrać koszulkę. Do tej pory udawało mi się z każdym się wymienić, więc tym bardziej cieszę się z jego koszulki, choć widziałem, że był bardzo zdenerwowany wynikiem.

MP: W przestrzeni medialnej pojawiają się kluby jak AS Roma czy Borussia Dortmund, które są łączone z Tobą. Docierają do Ciebie informacje o zainteresowaniu z lig TOP 5?

MK: Też widzę takie newsy, ale muszę dostać informację od agenta lub bezpośrednio od klubu. W internecie każdy może coś napisać, szczególnie gdy ma się dobry okres, i tym bardziej ludzie w to uwierzą. Coś się pojawia, lecz nie z tych opcji, o których ludzie piszą w sieci. To są na razie zainteresowania, zapytania – bez konkretnych ofert. Gdy odchodziłem ze Stali w letnim okienku, mógłbym wymienić 15 klubów, które były zainteresowane, a z żadnym nie doszło do konkretów. To, że ktoś wyraża wstępne zainteresowanie, nie znaczy, że coś z tego wyjdzie. Same takie sygnały dają mi jednak mocną dawkę motywacji do dalszej pracy, bo widzę, że ktoś na mnie spojrzał.

MP: Czyli na ten moment nie masz żadnej oficjalnej informacji, że Borussia Dortmund chciałaby Cię pozyskać?

MK: Zgadza się – nie mam żadnej takiej informacji.

Mateusz Kochalski odchodzi z FKS Stal Mielec

MP: Mamy listopad 2025 roku. Do czego teraz dąży Mateusz Kochalski?

MK: Do tego, aby grać jeszcze lepiej i w Lidze Mistrzów puszczać mniej bramek. Chciałbym jak najlepiej pomagać drużynie i mieć jak najwięcej skutecznych interwencji. Marzę o grze na jak najwyższym poziomie, więc dążę do transferu do ligi TOP 5 lub innej mocnej ligi europejskiej. Mój sufit? Chyba dopiero wtedy, gdybym wygrał Złotą Piłkę (śmiech). Oczywiście żartuję, bo to teoretycznie niemożliwe – ale gdy siedziałem na ławce w Stali, też wielu ludziom wydawało się nierealne, że za dwa lata będę grał w Lidze Mistrzów. Na pewno dążę też do debiutu w reprezentacji Polski, a potem do jak największej liczby występów z orłem na piersi.

MP: A oglądasz czasem mecze Stali Mielec?

MK: Niektóre transmisje są tutaj poblokowane i muszę kombinować, żeby obejrzeć, dlatego najczęściej oglądam skróty. W Ekstraklasie oglądałem większość pełnych spotkań, bo były łatwiej dostępne. Na bieżąco śledzę jednak, co się dzieje w Stali.

MP: Na koniec wywiadu – co chciałbyś powiedzieć kibicom naszego klubu?

MK: Bardzo, ale to bardzo tęsknię za atmosferą w Stali. Dziękuję za wsparcie i za to, że dalej z wieloma kibicami mam kontakt i jak miło mnie wspominają. Wszystkim biało-niebieskim mówię wielkie: DZIĘKUJĘ.

MP: A gdy wygracie Ligę Mistrzów, to przyjedziesz z Pucharem do Mielca? (śmiech)

MK: Oczywiście. Daję słowo.

Rozmawiał:
Mateusz Prokopiak
Rzecznik Prasowy FKS Stal Mielec