Zamknij

Poznajcie bliżej Wiktora Kłosa, dla którego piłka nożna to w zasadzie całe życie

Pochodzi z niewielkiej Jagiełły. To tam od małego niemal bez przerwy kopał piłkę. Mając niespełna 14 lat wylądował w stolicy, do dzisiaj ma przed oczami odjeżdżającą ze łzami w oczach swoją mamę. W sobotę zadebiutował w PKO BP Ekstraklasie. Poznajcie bliżej Wiktora Kłosa, dla którego piłka nożna to w zasadzie całe życie.

– Mój dziadzio Józef był prezesem Zorzy Jagiełła więc cały czas chodziłem na boisko, gdzie grałem w piłkę. Sam, ale też z kolegami – zaczyna swoją opowieść Wiktor Kłos. To właśnie jego dziadek zabrał go na pierwszy mecz. – To była klasa A lub B. Nie pamiętam dokładnie, bo drużyna krążyła między tymi ligami – uśmiecha się nasz rozmówca. Na wspomniany mecz pojechał w pełnym stroju sportowym. Tylko czekał na przerwę meczu, aby móc wbiec na murawę i te kilkanaście minut pokopać. On piłkę pokochał do samego początku i do teraz, nawet jak ma wolny dzień, lubi wyjść na boisko, aby pograć.

Lubił też szczypiorniaka

Jak miał 8 lat trafił do Orzełka Przeworsk. Regularne treningi to było dla Wiktora zdecydowanie za mało. – W wakacje ganiałem cały dzień za piłką, a popołudniu jechałem jeszcze na trening. Jakoś wtedy nie odczuwało się zmęczenia. Od dziecka to była moja wielka pasja – słyszymy.

Kiedy był jeszcze w podstawówce grywał również w piłkę ręczną. – Nawet kilka razy pojechaliśmy na jakieś zawody. Lubiłem ten sport, choć zawsze byłem najmniejszy. Myślę, że grałem jednak całkiem nieźle. Lubię oglądać tę dyscyplinę i pewnie wybiorę się na jakiś mecz szczypiornistów Stali – mówi.

Łzy mamy

Mały Wiktor kochał jednak przede wszystkim piłkę nożną, czynił stałe postępy, był powoływany do kadr Podkarpacia i tam wpadł w oko największym akademiom w Polsce. Było zainteresowanie Lecha Poznań i Legii Warszawa. Razem z rodziną zadecydował o wyjeździe do stolicy. Spore znaczenie miał fakt, że mieszkała tam jego ciocia. Przez pierwsze pół roku był jednak zakwaterowany w bursie. I tam poznał Sebastiana Walukiewicza, z którym mieszkał w jednym pokoju. – Szybko złapaliśmy wspólny kontakt i utrzymujemy go do dzisiaj. Seba robi fajną karierę i mocno jemu kibicuję – mówi Wiktor. Gratulował już debiutu w PKO BP Ekstraklasie? – pytamy. – Jeszcze nie. Chyba muszę się przypomnieć – śmieje się nasz rozmówca.

Po pół roku Wiktor przeniósł się do cioci. – Odegrała bardzo dużą rolę, bardzo mi pomagała i jestem jej za to mega wdzięczny. Przeprowadzka z małej miejscowości do Warszawy, to był jednak duży przeskok – słyszymy. Do dzisiaj Wiktor ma zresztą przed oczami widok swojej mamy, która przywiozła go do stolicy, a odjeżdżała ze łzami w oczach. – Chyba wtedy do niej dopiero to wszystko dotarło – powiedział nasz zawodnik.

Początki i dla niego nie były łatwe, ale od zawsze miał twardy charakter i szybko przystosował się nowego miejsca. Nie miał też problemów z nauką. Kiedy jeszcze był w domu mocno pilnowała tego mama. Po wyjeździe do Warszawy ciocia też nie zamierzała odpuszczać. Sam Wiktor również zresztą starał się nie zapominać o nauce. – Kolejne klasy pokonywałem bez problemów, maturę też zdałem. Jak miałem jakiś kłopot z matematyką, to brałem korepetycje. Nie chciałem zaniedbać szkoły – słyszymy.

Debiut

Trudnych chwil nie brakowało, ciążyła trochę rozłąka z domem rodzinnym, ale jak pojawiały się gorsze momenty, to tylko zaciskał zęby i jeszcze mocniej pracował. – Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, to tylko mnie wzmocniło. Piłka zawsze dawała mi największą frajdę – powiedział Wiktor.

Ostatecznie w stolicy spędził kilka lat i trafił do Motoru Lublin. Tam się nie poznali na jego talencie i wylądował w Wólczance Wólka Pełkińska. Znów więc był blisko rodzinnego domu. Szybko przeszedł do Stali Rzeszów, a tego lata został piłkarzem naszego klubu. I w sobotę zadebiutował w PKO BP Ekstraklasie, a z trybun widzieli to ojczym, wujek, a także jego dziewczyna. A mama? – Mama bardzo to przeżywa i wolała oglądać w telewizji – uśmiecha się Wiktor. – Ten debiut to na pewno jedna z najmilszych chwil w życiu. Ciężko na to pracowałem, a przy tym sporo trzeba było poświęcić – dodaje.

Na boisku w meczu z Piastem Gliwice pojawił się w 67. minucie, a zanim na nie wszedł musiał chwilę czekać za linią boczną. – Była trochę większa adrenalina, ale mówiłem sobie, że jestem na to gotowy i cieszyłem się z tej szansy. Jakiegoś wielkiego stresu nie było – słyszymy.

Serial? Prędzej film

Wiktor jest nową twarzą w mieleckiej szatni, ale szybko złapał wspólny język z kolegami. Na razie najbliżej trzyma się z Maksymilianem Sitkiem, z którym zna się jeszcze z czasów gry w Legii Warszawa. – Ale w szatni siedzę pomiędzy Michałem Gliwą i Krystianem Getingerem, więc można porozmawiać i z tymi doświadczonymi piłkarzami. Generalnie wszyscy są bardzo pomocni od samego początku – stwierdził nasz rozmówca.

Piłka nożna to niemal całe życie Wiktora. Jak ma dzień wolny to i tak zdarza się, i to bardzo często, że można go spotkać na boisku. A jak nie na nim, to lubi oglądnąć jakiś mecz w telewizji. Serial lub film? Prędzej to drugie. – Jakoś ciężko mi się wciągnąć w serial. Kilka jednak udało się w całości oglądnąć, a tym ostatnim był „Dom z Papieru”. Wolę jednak filmy. Polecę dokument o Nicolasie Anelce. I znowu ta piłka – śmieje się.

Spełniają się marzenia

Te wszystkie lata poza domem sprawiły, że szybko musiał być samodzielny. Ma takich charakter, że unikał problemów i głupot. Jest świadomym sportowcem, a świadczyć może o tym fakt, że współpracuje z panią dietetyk i mocno dba o swoje ciało. – To też część pracy, aby dobrze jeść. Nie jestem wybitnym asem w kuchni, ale daję radę. Popisowe danie? Pewnie łosoś, którego podałbym z ryżem jaśminowym i sałatką. W kwestii kulinarnej mocno pomagają mi mama i dziewczyna Ania – powiedział Wiktor.

Ze wspomnianą Anią parą są trzy lata i Wiktor nie może się jej nachwalić. – Jest dla mnie wielkim wsparciem. Sporo mnie nie ma, ale ona to znosi i mi pomaga. Taka osoba każdemu jest potrzebna i jestem jej za to bardzo wdzięczny – mówi Wiktor Kłos, który podziwia Cristiano Ronaldo i Roberta Lewandowskiego. Obu za etykę pracy i oczywiście za osiągnięcia. – Dużo czytałem również o Michaelu Phelpsie, o tym jakim był pracusiem i ile poświęcił, aby dojść na szczyt – kończy nasz rozmówca.

Wiktor to również wielki pracuś, który czyni stałe postępy. Jeszcze niedawno grał w 3 lidze, a w najbliższy weekend być może wystąpi przeciwko Łukaszowi Podolskiemu, a więc mistrzowi świata. – Spełniają się te marzenia związane z grą na takich stadionach i przeciwko takim piłkarzom. To tylko motywacja do jeszcze cięższej pracy – kończy Wiktor Kłos.

Są już dostępne bilety online na mecz PGE FKS Stal Mielec – Wisła Kraków. Wystarczy kliknąć w plakat poniżej.