Zamknij

Poznajmy się bliżej. Maciej Domański zaczynał na „Wembley”

Maciej Domański to jeden z ulubieńców kibiców zasiadających na trybunach stadionu przy ulicy Solskiego. Nie może być inaczej, jest traktowany, jako chłopak stąd.

W przypadku „Domana” wszystko zaczęło się jednak nie w Mielcu, a na „Wembley”. Nie, nie tym legendarnym stadionie w Londynie, ale w mieście z którego pochodzi, a więc w Głogowie Małopolskim.

– Tam było nasze „boisko” o podłożu kamienistym. Za jedną bramkę robiła brama wjazdowa na podwórko kolegi, a za drugą patyk wbity w ziemię i słup od gazu. To było nasze „Wembley” – uśmiecha się Maciej Domański. – Wtedy żaden z nas nie miał telefonu, ale każdy wiedział, gdzie, i o której być – dodaje.

Początkowo nie chcieli młodego

Od małego musiał być zahartowany, bo grał ze starszymi od siebie. – Mam trzy lata starszego brata i to byli bardziej jego koledzy. Początkowo nie chcieli się mną, młodym, zajmować, ale w końcu mnie zaakceptowali – uśmiecha się. Razem z nimi grały również dziewczyny. – A my z nimi w gumę – śmieje się. – Całe dzieciństwo wspominam bardzo fajnie. To były jeszcze czasy, że nie było tych wszystkich Instagramów, tabletów itp. Graliśmy od rana do wieczora. Były też podchody i różne inne zabawy. Tak spędzaliśmy całe dnie, do momentu, aż mama nie kazała wracać do domu – słyszymy.

Jego pasję do futbolu zauważył tata i postanowił go zawieźć na trening do Stali Rzeszów. – Miałem wtedy 8 lat. Nie bardzo wiedziałem, gdzie mnie wiezie – dodaje.

Drugi raz by nie oddała

Tam również musiał rywalizować ze starszymi od siebie, bo w rzeszowskim klubie nie było jego rocznika. Radził sobie jednak bardzo dobrze, nie zniechęcał się, czynił stałe postępy i odezwała się Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Mielcu. – Rodzice uznali, że to będzie dobry krok, bo będę miał i treningi, i naukę w jednym miejscu. Po lekkich kłopotach w dogadaniu się między klubami trafiłem do Mielca, jako 13-latek – wspomina Domański.

Tam zamieszkał w internacie, a warunki luksusowe na pewno nie były. – Mama nawet wspomina, że drugi raz by mnie nie oddała. Miało to jednak swój klimat. Mieszkaliśmy w pokojach po 6-7 osób, bardzo się zżyliśmy ze sobą – opowiada. A to była wtedy świetna ekipa, która została mistrzem Polski juniorów młodszych pod wodzą Witolda Karasia.

Od wesela do wesela

Nie może więc dziwić fakt, że niektórzy zaczęli otrzymywać różne oferty. Nie inaczej było z Maćkiem, który pół roku przed maturą wylądował w stolicy i został graczem Polonii Warszawa. – Nie powiem, było to dla mnie spore wyzwanie. Trafiłem do dużego miasta, fajnego klubu, gdzie występowali piłkarze, których dotychczas znałem tylko z telewizji. Mam też jednak mieszane wspomnienia, bo wiem, że nie wykorzystałem swojej szansy, aby zaistnieć. Mogłem wyciągnąć z tego czasu na pewno więcej. Z drugiej strony tamten pobyt dał mi wielkie doświadczenie, a także poznałem wielu świetnych ludzi. Do tej pory utrzymuję kontakt z jednym z przyjaciół, który wyjechał zagranicę. Wtedy mieszkaliśmy razem i mieliśmy trochę wspólnych przygód – uśmiecha się Maciej Domański.

Później na chwilę wrócił do Mielca i wyjechał do Radomiaka Radom, by znów zameldować się w Stali. I tamtego powrotu na pewno nie żałuje. – To była pewnie jedna z fajniejszych szatni, w jakich byłem. Drużyna opierała się na wychowankach, doszli Kuba Żubrowski i Mateusz Cholewiak i zrobiliśmy awans do 2 ligi. Tworzyliśmy fajną ekipę. Te przyjaźnie zostały. Jeździliśmy choćby po kolei na swoje wesela – uśmiecha się.

Oświadczyny na szczycie

Właśnie, wesela. Razem ze swoją żoną lubią podróżować, a także dzielą wspólne hobby, którym jest trekking. – Szczególnie lubimy nasze Tatry. Co roku staramy się zdobyć jakiś szczyt. Oboje bardzo się wtedy relaksujemy, a z góry można popatrzeć na wszystko z innej perspektywy. Na jednym ze szczytów się zresztą oświadczyłem. Można więc powiedzieć, że mamy takie swoje miejsce na ziemi – wspomina „Doman”.

Lubią również wspólnie podróżować. Byli choćby w Tajlandii, w której się zakochali. – No i w kuchni tajskiej. Świetny jest ten klimat jedzenia na ulicy. To nie są jakieś wyszukane potrawy, ale za to bardzo aromatyczne – opowiada. – Nawet rozmawialiśmy z żoną, że pewnie ciężko będzie pobić tamte wakacje, ale w tym roku byliśmy w Meksyku i przyznam się szczerze, że teraz nie potrafię osądzić, gdzie jest fajniej – słyszymy.

Obecnie Maciek jest w trakcie rehabilitacji i przyznaje, że to najtrudniejszy moment w piłkarskiej karierze. – Miewałem kontuzje, ale szybko z nich wychodziłem. W ostatnich latach nie było jednak żadnych urazów i teraz ciężko mi to wszystko przetrawić. Obecnie przebywam w Warszawie na rehabilitacji i postaram się wrócić najszybciej, jak to tylko będzie możliwe. Potrzebuję jeszcze czasu, ale, naprawdę, ciężko jest patrzeć na chłopaków jak grają, a ja nie mogę im pomóc – kończy Maciej Domański.

Na stronie www.kupbilet.pl można już kupować bilety na mecz PGE FKS Stal Mielec – Raków Częstochowa. Bądźcie naszym 12-stym zawodnikiem! Kliknij w poniższy baner i kup bilet na mecz!