Zamknij

„Zagraj, zagraj jak za dawnych lat” Boguś, Boguś C, Boguś Królem, Ole!

W połowie lipca minęło dokładnie 3,5 roku od śmierci nieodżałowanego Bogusława Cygana, ostatniego Króla Strzelców najwyższej klasy rozgrywkowej w barwach Stali Mielec. Przy okazji meczu z Górnikiem Zabrze postanowiliśmy przypomnieć jego historię, również z uwagi na to, że Bogusław Cygan, choć pamiętany głównie z występów w Mielcu, w swojej karierze dwukrotnie grał w barwach zabrzańskiego klubu.

Łącznie na boiskach ekstraklasy Bogusław Cygan wystąpił w 212 meczach, strzelając w nich 69 bramek. Grając w Stali Mielec został królem strzelców ekstraklasy w sezonie 1994/95, zdobył wówczas 16 goli. Razem zdobył dla nas w ekstraklasie 36 bramek.

Dwa razy w Górniku Zabrze

Cała historia rozpoczyna się oczywiście na Górnym Śląsku. Bogusław Cygan urodził się 3 listopada 1964 roku w Rudzie Śląskiej. Piłkarską przygodę rozpoczął w miejscowej Uranii, skąd następnie przeniósł się do Szombierek. Do Górnika Zabrze po raz pierwszy trafił pod koniec lat 80-tych. Był to wówczas jeden z najmocniejszych klubów w Polsce – w latach 1985-1988 czterokrotnie z rzędu zabrzanie sięgali po tytuł Mistrza Polski.

Pierwszy pobyt Cygana w Zabrzu przypadał na lata 1989-1990. W pierwszym sezonie zagrał w 25 meczach, w których zdobył 2 bramki. W kolejnym sezonie zdążył rozegrać 3 mecze, po czym trafił do Polonii Bytom, a następnie ponownie do Szombierek. W Zabrzu znów pojawił się przed sezonem 1992-1993 i tym razem już w pełnej krasie pokazał drzemiący w nim talent. Zdobył wówczas 11 bramek w 30 meczach.

Ze Szwajcarii do Mielca

Bogusław Cygan do Mielca trafił w 1994 roku po krótkiej zagranicznej przygodzie. W szwajcarskim Lausanne Sports spędził jesień 1993 roku, zagrał w dwunastu meczach, strzelił jedną bramkę i wrócił do Polski. Co zaskakujące jednak, nie trafił na Górny Śląsk, gdzie się urodził i spędził całą swoją dotychczasową karierę, lecz zdecydował się na transfer do Stali Mielec, która rok wcześniej otarła się o ligową czołówkę. W 1994 roku było już nieco gorzej i w klubie uznano, że doświadczony napastnik na pewno się przyda. Cygan miał już 30 lat i być może sam nie zdawał sobie sprawy, że na Podkarpaciu napisze jeden z najlepszych rozdziałów swojej kariery.

W Mielcu zastał solidną ekipę, która prowadzona była wówczas przez Franciszka Smudę – trenera dopiero u progu swojej kariery. Szkoleniowiec już wtedy znany z kwiecistego języka, lubił sobie żartować ze stylu gry prezentowanego przez napastnika rodem z Rudy Śląskiej. – Boguś potrafił przestać 45 minut na boisku, a i tak zawsze strzelił gola. Trener Smuda mówił: „Gramy w dziesiątkę, ale muszę go wystawić, bo dzięki temu zaczynamy mecz od 1:0”. Oj trzeba było biegać za Bogusia, ale nikt nie miał mu tego za złe – wspominał kilka lat temu na łamach Nowin Rafał Domarski, wówczas zawodnik Stali.

Skoro była mowa o kwiecistym języku Smudy, to Bogusław Cygan również potrafił mówić w swoisty sposób. – Boguś to był typowy „Hanys”, jak przyszedł do klubu to trzeba było się nauczyć kilku zwrotów po Śląsku, bo nie rozumieliśmy, co mówi – wspominał kolegę ze Stali Rafał Domarski.

„Gdyby nie jego bramki…”

Dziś zawodnicy, którzy wówczas grali w Stali są przekonani, że bez Cygana nie udałoby się uniknąć spadku w sezonie 1993/94 i w kolejnym.

– Gdyby nie jego bramki, nie utrzymalibyśmy się w lidze – podkreślał na łamach portalu nowiny24.pl Bogusław Wyparło. – To był trudny okres dla naszego klubu. Było dużo problemów poza sportowych, ale mimo to, udało się. Na boisku często było tak, że gdy nie szło podawało się piłkę do Bogusława Cygana i on już wiedział, co z nią zrobić.

Bogusław Cygan golem w ostatniej kolejce sezonu 1994/95 zapewnił sobie koronę Króla Strzelców, a naszej drużynie utrzymanie w ekstraklasie. Sam zawodnik o zaszczytny tytuł rywalizował wówczas z najlepszymi piłkarzami naszej ligi, reprezentantami Polski. – Trzeba dodać, że Majak i Dembiński strzelili tylko po jednej bramce, a Podbrożny został na ławce rezerwowych. Legia grająca z Widzewem egzekwowała w końcówce karnego i zapewne “Gumiś” byłby jego wykonawcą. Więc swój udział w koronie dla Cygana ma też trener Paweł Janas – opowiada Tomasz Leyko.

Co ciekawe, za tytuł Króla Strzelców oprócz pucharu i dozgonnej obecności w statystykach skarbów kibica, zawodnik wtedy nic wymiernego nie dostawał. – A w następnym sezonie PZPN nawet z tym pucharem do Mielca się nie spieszył. Cygan dostał pamiątkową statuetkę od miejscowych działaczy, a o wyróżnienie „centralne” musiał się do Warszawy sam pofatygować i odebrał je dopiero przed ostatnim meczem z Legią na Łazienkowskiej – informuje Tomasz Leyko.

W kolejnych rozgrywkach, mimo 13 goli Bogusława Cygana, nasz klub zajął przedostatnie miejsce w lidze i na 24 lata opuścił elitę. Z Mielca trafił do Śląska Wrocław, gdzie zagrał swoje ostatnie mecze na najwyższym szczeblu. Potem był jeszcze powrót na Górny Śląsk i gra w Bytomiu. Próbował także swoich sił w zawodzie trenera, pierwszą taką pracę podjął w Polonii Łaziska Górne, gdzie był grającym szkoleniowcem. Ostatecznie zatrudnił się w kopalni, w której pracował przez kolejnych wiele lat. Zmarł po długiej chorobie dnia 15 stycznia 2018 roku.