Zamknij

„Zagraj, zagraj jak za dawnych lat”. Gdy Mielec świętował, a Płock płakał

W cyklu „Zagraj, zagraj jak za dawnych lat” tym razem cofniemy się do 1995 roku i do meczu, po którym kibice Stali Mielec mogli świętować podwójnie. Raz, że drużynie udało się utrzymać w pierwszej lidze (dzisiejszej ekstraklasie), a dwa, że Królem Strzelców rozgrywek został Bogusław Cygan.

15 stycznia minęło trzy lata od śmierci nieodżałowanego Bogusława Cygana, ostatniego Króla Strzelców najwyższej klasy rozgrywkowej w barwach Stali Mielec. Los chciał, że kilka tygodni po tej rocznicy, nasza drużyna zmierzy się z Wisłą Płock, z którą (choć pod inną nazwą) rywalizował kiedyś Cygan. I był to dla niego mecz szczególny, bo płocczanom musiał strzelić gola, żeby odnieść jeden z największych sukcesów w swojej karierze i na zawsze zapisać się w annałach polskiej piłki.

Trzeba się było uczyć śląskiego

Bogusław Cygan do Mielca trafił w 1994 roku po krótkiej zagranicznej przygodzie. W szwajcarskim Lausanne Sports spędził jesień 1993 roku, zagrał w dwunastu meczach, strzelił jedną bramkę i wrócił do Polski. Co zaskakujące jednak, nie trafił na Górny Śląsk, gdzie się urodził i spędził całą swoją dotychczasową karierę, lecz zdecydował się na transfer do Stali Mielec, która rok wcześniej otarła się o ligową czołówkę. W 1994 roku było już nieco gorzej i w klubie uznano, że doświadczony napastnik na pewno się przyda. Cygan miał już 30 lat i być może sam nie zdawał sobie sprawy, że na Podkarpaciu napisze jeden z najlepszych rozdziałów swojej kariery.

W Mielcu zastał solidną ekipę, która prowadzona była wówczas przez Franciszka Smudę – trenera dopiero u progu swojej kariery. Szkoleniowiec już wtedy znany z kwiecistego języka, lubił sobie żartować ze stylu gry prezentowanego przez napastnika rodem z Rudy Śląskiej. – Boguś potrafił przestać 45 minut na boisku, a i tak zawsze strzelił gola. Trener Smuda mówił: „Gramy w dziesiątkę, ale muszę go wystawić, bo dzięki temu zaczynamy mecz od 1:0”. Oj trzeba było biegać za Bogusia, ale nikt nie miał mu tego za złe – wspominał kilka lat temu na łamach Nowin Rafał Domarski, wówczas zawodnik Stali.

Skoro była mowa o kwiecistym języku Smudy, to Bogusław Cygan również potrafił mówić w swoisty sposób. – Boguś to był typowy „Hanys”, jak przyszedł do klubu to trzeba było się nauczyć kilku zwrotów po Śląsku, bo nie rozumieliśmy, co mówi – wspominał kolegę ze Stali Rafał Domarski.

Były to tylko niewinne żarty, bo Cygan przemawiał przede wszystkim na boisku i na pewno nie potrzebował okresu aklimatyzacji. Po transferze od razu zaczął strzelać. Przywitał się z mielecką publicznością dwoma bramkami w wygranych 3:0 derbach z Siarką. Potem strzelił zwycięskiego gola w Poznaniu z Lechem. Dzięki m.in. siedmiu bramkom autorstwa Cygana, Stal wygrzebała się z miejsc w dolnej strefie tabeli i pewnie utrzymała się w 1 lidze w sezonie 1993/94.

Przedmeczowe spekulacje

Kolejny sezon okazał się dużo trudniejszy. Choć ostatecznie na koniec skończyliśmy z taką samą liczbą punktów (31), to o utrzymanie trzeba było się bić do ostatniej kolejki i właśnie do meczu z Wisłą Płock, która wówczas nosiła nazwę Petrochemia. To był beniaminek ligi, który jednak organizacyjnie i finansowo stał nieco lepiej od nas. U nas przeszła już pierwsza euforia po pojawieniu się zagranicznego inwestora – Thomasa Mertela – a coraz częściej pojawiały się problemy z regularnymi płatnościami.

Jednak w takich warunkach drużyna wychodziła na boisko i robiła wszystko, by pierwszą ligę dla Mielca utrzymać. A było o to naprawdę trudno, bo z 18-zespołowych wówczas rozgrywek spadały aż cztery drużyny. Jeśli dodamy do tego, że był to ostatni sezon, w którym za zwycięstwo przyznawano 2 punkty, to wychodzi nam, że każde „oczko” było na wagę złota. I przed ostatnią kolejką właśnie tego jednego „oczka” brakowało nam do utrzymania.

Co ciekawe, Petrochemię również interesował remis. Przy dobrym ułożeniu się innych wyników, jeden punkt dawałby utrzymanie również tej drużynie. Nic więc dziwnego, że już przed meczem pełno było spekulacji na temat przebiegu samego spotkania. Działacze obu klubów mieli umówić się na 0:0, które miało być satysfakcjonujące dla każdej ze strony. Dziś trudno powiedzieć, czy rzeczywiście takie rozmowy miały miejsce, bo boiskowe wydarzenia wyglądały trochę inaczej od tego, co można było usłyszeć w przedmeczowych spekulacjach.

Być może veto postawił sam Bogusław Cygan, który miał stoczyć korespondencyjny pojedynek o koronę Króla Strzelców. – Boguś Cygan walczył o ten tytuł i miał przed tym meczem 15 goli, tyle co Jerzy Podbrożny z Legii. Za nimi z realnymi szansami byli Sławomir Majak (wtedy Zagłębie Lubin) i Jacek Dembiński z Lecha Poznań, którzy mieli po 14 trafień – przypomina Tomasz Leyko, autor książki „Biało-Niebieska”.

Wszystkie oczy skierowane na Mielec

Wracając do przedmeczowych spekulacji, to trudno też do końca w nie wierzyć z innego powodu. Bowiem przed ostatnią kolejką sezonu 1994/95 znaliśmy już mistrza Polski (Legia) oraz wicemistrza (Widzew), a rywalizacja toczyły się jeszcze o brązowy medal pomiędzy GKS-em Katowice i Zagłębiem Lubin. Z kolei w dole tabeli mieliśmy prawdziwy „kocioł” i to tam było skierowane całe zainteresowanie kibiców oraz mediów. Dość powiedzieć, że o pozostanie w lidze przed ostatnią kolejką walczyło aż dziewięć zespołów. Poza pewną spadku Wartą Poznań z ekstraklasą miały pożegnać się jeszcze trzy kluby. Mogły być to: Stal Stalowa Wola, Ruch Chorzów, czterej beniaminkowie – Petrochemia Płock, Stomil Olsztyn, Raków Częstochowa i Olimpia Poznań oraz Stal Mielec i Hutnik Kraków.

Raport z boiskowych wydarzeń należy rozpocząć od tego, co działo się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Na wszelki wypadek przed meczem wzorem lat 70. kilku kibiców wyszło na środek aby odprawić „modły” nad biało-niebieskimi flagami.

Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 0:0, a obaj bramkarze mieli niewiele do roboty. Bogusław Wyparło odbił dwa niegroźne strzały i wyłapał kilka dośrodkowań. Podobnie jego vis a vis Kazimierz Sidorczuk, który pod koniec lat 90-tych trafi do Austrii, gdzie ze Sturmem Graz zostanie mistrzem tego kraju, a w Lidze Mistrzów będzie grał przeciwko Manchesterowi United.

Dla jednych radość, dla drugich smutek

Obraz gry zmienił się w drugiej połowie, oczywiście za sprawą Bogusława Cygana. Nasz napastnik w swoim stylu pokonał wymienionego wyżej Sidorczuka i został samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców. Wiedział również, że jego główny konkurent – Jerzy Podbrożny z Legii – mecz swojej drużyny oglądał z ławki rezerwowych.

Wtedy do ataku ruszyła Petrochemia, która jednak na swojej drodze napotkała świetnie tego dnia dysponowanego Bogusława Wyparło. – Zagrałem tych meczów w ekstraklasie sporo, ale ten akurat pamiętam doskonale – wspomina obecny trener bramkarzy pierwszego zespołu PGE FKS Stal Mielec. – Bramkarze czasami tak mają, że jak idzie, to idzie. Wtedy właśnie tak było, bo w pewnym momencie broniłem wszystko. Przeciwnik strzela, ja już mam piłkę w rękach. Za chwilę trudniejszy strzał, ale wyczuwam intencje, rzucam się i odbijam piłkę. Pamiętam, że skapitulowałem dopiero w końcówce – dodaje.

Rzeczywiście, gola na 1:1 strzelił w 84.minucie Rafał Siadaczka, który w kolejnych latach zrobił całkiem niezłą karierę w Widzewie Łódź. Grał również w reprezentacji Polski. Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie. To oznaczało, że po rocznym pobycie na najwyższym szczeblu, Petrochemia musiała pożegnać się z elitą. – Już po końcowym gwizdku widać było po piłkarzach z Płocka, że są załamani. Już w samej szatni, przez uchylone drzwi widziałem, że niektórzy z nich płakali. Taka już jest piłka nożna – radość jednych, często oznacza smutek drugich – przyznaje Wyparło.

„Udziałowcy” w koronie

Świętowali więc mielczanie, którzy nie dość, że zapewnili sobie ligowy byt, to jeszcze w swoich szeregach mieli Króla Strzelców. Kilka lat temu sam Bogusław Cygan opowiadał, że długo nie mógł w to uwierzyć i nawet nie przekonywały go zapewniania jednego z dziennikarzy. Taka jednak była prawda, Stal Mielec miała drugiego, po Grzegorzu Lacie, Króla Strzelców polskiej ligi. – Trzeba dodać, że Majak i Dembiński strzelili tylko po jednej bramce, a Podbrożny został na ławce rezerwowych. Legia grająca z Widzewem egzekwowała w końcówce karnego i zapewne „Gumiś” byłby jego wykonawcą. Więc swój udział w koronie dla Cygana ma też trener Paweł Janas – opowiada Tomasz Leyko.

Jak się okazuje, tych „udziałowców” w koronie jest więcej. – Zawsze jak się spotykaliśmy po latach, to Boguś mówił, że tę koronę zawdzięcza również mnie. Dlatego, że podczas meczu z Legią Warszawa  obroniłem karnego Podbrożnemu– dodaje z uśmiechem Wyparło.

Wracając jeszcze do samego osiągnięcia Bogusława Cygana, to za tytuł Króla Strzelców oprócz pucharu i dozgonnej obecności w statystykach skarbów kibica, zawodnik wtedy nic wymiernego nie dostawał. – A w następnym sezonie PZPN nawet z tym pucharem do Mielca się nie spieszył. Cygan dostał pamiątkową statuetkę od miejscowych działaczy, a o wyróżnienie „centralne” musiał się do Warszawy sam pofatygować i odebrał je dopiero przed ostatnim meczem z Legią na Łazienkowskiej – informuje Tomasz Leyko.   

W kolejnych rozgrywkach, mimo 13 goli Bogusława Cygana, nasz klub zajął przedostatnie miejsce w lidze i na 24 lata opuścił elitę. Z Mielca trafił do Śląska Wrocław, gdzie zagrał swoje ostatnie mecze na najwyższym szczeblu. Potem był jeszcze powrót na Górny Śląsk i gra w Bytomiu. Próbował także swoich sił w zawodzie trenera, pierwszą taką pracę podjął w Polonii Łaziska Górne, gdzie był grającym szkoleniowcem. Ostatecznie zatrudnił się w kopalni, w której pracował przez kolejnych wiele lat. Zmarł po długiej chorobie dnia 15 stycznia 2018 roku.

Początek meczu PGE FKS Stal Mielec – Wisła Płock w czwartek o godzinie 20:30. Transmisja w Canal+Sport i na platformie Canal+Online.