W tym odcinku naszego stałego cyklu „Zagraj, zagraj jak za dawnych lat” przyjrzymy się spotkaniu z drużyną, o której dziś mało kto pamięta. Zespół o dość egzotycznej nazwie Lechia/Olimpia Gdańsk na najwyższym szczeblu rozgrywkowym przetrwał tylko rok. Był to również ostatni sezon Stali Mielec w ekstraklasie, aż do obecnego sezonu.
1995 rok w Mielcu był czasem wielkich przemian. Ówczesny premier Józef Oleksy otwierał właśnie Specjalną Strefę Ekonomiczną, która w ciągu kolejnych lat da pracę wielu tysiącom mielczan. Z kolei z WSK wyodrębniony został Zakład Lotniczy, choć wciąż nie przyniosło to oczekiwanych zmian. Rząd ociągał się z decyzją w sprawie Irydy, a bezradni pracownicy znów zaczęli strajkować.
Równie dużo działo się w naszym klubie. Jeśli jednak w życiu społecznym mieliśmy informacje dobre i złe, to w zespole działo się raczej tylko to drugie. Jeśli wciąż łudzono się, że dobrodziej z Niemiec przyjedzie na Solskiego z walizką wypełnioną markami, to właśnie tamtej jesieni ta nadzieja powoli gasła. Zaległości rosły, a często jedyną możliwością pozyskania środków było transferowanie zawodników.
Czas niepewności
W takiej atmosferze drużyna przygotowywała się do sezonu 1995/96, pierwszego, w którym za zwycięstwo zaczęto przyznawać 3 punkty. W poprzednim sezonie utrzymanie udało się zapewnić dopiero w ostatniej kolejce, ale to i tak uznano za spory sukces. Teraz cel był identyczny.
Ligą rządziły wówczas Legia Warszawa i Widzew Łódź. W pozostałych rejonach tabela była mocno spłaszczona. Wystarczyło kilka zwycięstw z rzędu i lądowało się w górnej połówce.
Stal zaczęła kapitalnie – od świetnego i wygranego 3:2 meczu z Lechem Poznań. Znów dał o sobie znać Bogusław Cygan, który otworzył wynik spotkania. Później strzelali Janusz Czyrek oraz Paweł Kloc i drużyna mogła świętować swój pierwszy komplet punktów. Po tym meczu nastąpiło jednak pierwsze tąpnięcie, których w tym sezonie miało być jeszcze sporo. Najpierw wysoka porażka (1:5) z Zagłębiem Lubin, a następnie bolesne 0:3 z Hutnikiem Kraków. Oddech przyszedł w czwartej kolejce po domowej wygranej z Pogonią Szczecin i kolejnych golach Bogusława Cygana. Następnie przyszły trzy kolejne porażki: z Górnikiem Zabrze, ŁKS-em i Rakowem Częstochowa. Znowu było źle, ale w 8.kolejce oddech dały dwa gole Janusza Czyrka i zwycięstwo z GKS-em Tychy. Mielczanie chcieli pójść za ciosem, bo w kolejnym meczu mieli grać z drużyną w ich zasięgu – Lechią /Olimpią Gdańsk.
Fuzja, która budziła kontrowersje
Był to klub, który powstał w wyniku fuzji Olimpii Poznań i Lechii Gdańsk. Gdańszczanie pod koniec lat 80-tych spadli z ekstraklasy i powoli pogrążali się w marazmie, który w połowie lat 90-tych doprowadził ich do trzeciej ligi. Jak to się więc stało, że klub, który swoją siedzibę miał w Gdańsku, nagle znalazł się w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Wszystko zaczęło się kilkaset kilometrów na południowy zachód – w Poznaniu. Właściciel Olimpii Poznań, klubu kojarzonego z Milicją, popadł w tarapaty finansowe i wpadł na pomysł odsprzedania miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej do innego miasta. Bolesław Krzyżostaniak (właściciel Olimpii) szybko doszedł do porozumienia z przedstawicielami Lechii Gdańsk. 24 czerwca 1995 została podpisana umowa o fuzji. Nowy klub swoją siedzibę miał w Gdańsku, mecze rozgrywał na stadionie Lechii przy ul. Traugutta.
Długo wydawało się, że to bardzo dobra decyzja, bowiem pierwsze mecze tej drużyny w Gdańsku biły rekordy popularności. Na meczu z Legią stawiło się ok 16 tys. kibiców. – Wynikało to z wielkiej tęsknoty za ekstraklasą, a także z nadziei, że po jednym sezonie rozgrywanym pod szyldem Lechia/Olimpia w kolejnym zespół przystąpi do rozgrywek już bez członu Olimpia w nazwie – możemy przeczytać na stronie lechia.gda.pl.
Fuzja nie podobała się jednak wszystkim. Latem 1995 roku prezesem PZPN został Marian Dziurowicz, przez wiele lat związany z GKS-em Katowice. I to właśnie z udziałem tego klubu w 5.kolejce tamtego sezonu doszło do kuriozalnej sytuacji. GKS zamiast do Gdańska, pojechał do Poznania i przed stadionem Olimpii czekał na rozegranie meczu. Po całym zamieszaniu PZPN postanowił przyznać walkower na korzyść katowiczan, tworząc tym samym groźny precedens. Z tego samego casusu skorzystał zresztą kilka kolejek później Lech Poznań.
Druga połowa w telewizji
Lechia/Olimpia przyjechała więc do Mielca z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony ekscytacja gdańskich kibiców z powodu powrotu ekstraklasowej piłki do ich miasta, z drugiej władze polskiej piłki, które nowemu klubowi rzucały kłody pod nogi. Doszło nawet do tego, że kibice Lechii w liczbie kilkuset zorganizowali protest przed siedzibą PZPN przy al. Ujazdowskich. Sam protest został zresztą uwieczniony przez telewizyjny Magazyn „Gol”.
Przed tym meczem obie drużyny dzieliły cztery punkty. Stal miała na koncie 9 „oczek”, a Lechia/Olimpia o cztery więcej. – My chcieliśmy przede wszystkim złapać dobrą serię. Wcześniej wygrane przeplataliśmy porażkami. Nie potrafiliśmy zapunktować w dwóch kolejnych meczach. Siedziało nam to w głowach i chcieliśmy to zmienić – wspomina dzisiaj Bogusław Wyparło.
Gratką dla kibiców było to, że bezpośrednią transmisję meczu przeprowadziła telewizyjna „dwójka. – Nie był to jednak cały mecz, a jedynie jego druga połowa. Takie to były czasy, że mecze w telewizji pokazywano właśnie w takiej formie. Jeśli chodzi o polską ligę, to zmieniła to dopiero telewizja Canal Plus – mówi Tomasz Leyko, autor książki „Biało-Niebieska”.
Drobiazgowy sędzia
Samo spotkanie mogło się podobać. Emocjonujące były potyczki Krzysztofa Boćka z obrońcą Lechii Igorem Koziołem. Efektem starć były 3 żółte kartki, z czego dwie dla Kozioła, który musiał opuścić plac gry. Mecz, którego fragmenty można zobaczyć na youtube, sędziował Zygmunt Ziober z… Przemyśla. – Wtedy nie było to aż tak dziwne wszak reprezentował inne województwo – przemyskie, a Mielec był w rzeszowskim. Sędziował dobrze, choć dziennikarz TVP Rzeszów określił go mianem „nad wyraz drobiazgowego” – wspomina Leyko.
Ciekawie było również na trybunach, gdzie tuż obok siebie siedzieli Franciszek Smuda i Grzegorz Lato. Wtedy koledzy po fachu – Smuda prowadził Widzew, a Lato związany był z Amicą Wronki. W przeszłości obaj prowadzili Stal i redaktor TVP Rzeszów zapytał Smudę, za czyjej kadencji drużyna grała lepiej? – Nie wiem, to już sam musi Pan ocenić i ludzie, którzy znają się na piłce – odpowiedział „Franz” z uśmiechem na ustach.
Stal grała dobrze, co potwierdziła bramką po upływie dwóch kwadransów. Świetne dogranie od Bogusława Cygana wykorzystał Rafał Ruta. W drugiej połowie asystent stał się strzelcem, bo Bogusław Cygan wykorzystał dokładne podanie od kolegi z zespołu i trafił do siatki.
Wydawało się więc, że Stal wreszcie złapie serię i wygra drugi mecz z rzędu. Nic jednak nie było takie proste, bo Lechia/Olimpia, która już grała w osłabieniu po czerwonej kartce dla Kozioła, wyrównała po bramce Tomasza Untona.
Sytuację uspokoiła nieco kolejna czerwona kartka dla przyjezdnych – tym razem boisko musiał opuścić Pawlak. Stal więc zaatakowała i szukała szans na trzeciego gola. To się nie udało, a złośliwy los mógł się zemścić za zmarnowane okazje. Tuż przed zakończeniem okazji w idealnej sytuacji znalazł się Grzegorz Król. Na szczęście dla nas, jego uderzenie głową minęło słupek bramki strzeżonej przez Bogusława Wyparło. Na filmie z tamtego meczu widać jednak, jak fakt, że osłabieni goście doszli do tak dogodnej sytuacji, rozwścieczył naszego golkipera. – To prawda, zagotowałem się i ruszyłem z pretensjami do naszych obrońców. Musieliśmy się wziąć w garść, bo rywal grał w „dziewiątkę”, a my dawaliśmy im dojść do tak dobrych okazji – wspomina Wyparło. Na szczęście więcej takich sytuacji już nie było, a sędzia po chwili zakończył całe spotkanie.
Chcesz wspomóc Klub i przy okazji uzyskać szansę zdobycia cennych pamiątek? Kup Bilet Wsparcia na mecz z Lechią Gdańsk. Dalsza część artykułu poniżej. Odbiorca: FKS Stal Mielec SA; Nr. konta: 92 1020 4913 0000 9402 0177 9719;Tytuł: Bilet Wsparcia – Darowizna
Tamto zwycięstwo mogło wlać optymizm w serca mieleckich kibiców. Po 9.kolejkach nasza drużyna miała na swoim koncie cztery zwycięstwa i z nadzieją patrzyła w górę tabeli. Tym bardziej, że dwie kolejki później Stal znów wygrała u siebie, tym razem ze Stomilem Olsztyn, i wspięła się na 5.miejsce w tabeli. Niestety, był to już łabędzi śpiew tamtego zespołu. Krzysztof Bociek został wytransferowany do Holandii, zimą do Lechii/Olimpii odszedł również Rafał Ruta, zaległości wobec zawodników rosły, a wyniki były coraz gorsze. Dość powiedzieć, że wygrana ze Stomilem była ostatnią u siebie w ekstraklasie, aż do meczu z Piastem Gliwice we wrześniu 2020 roku. Sezon 1995/96 zakończyliśmy bolesnym spadkiem, a rok później klub przestał istnieć.
Podobnie zresztą jak Lechia/Olimpia, która po jednym sezonie spadła z najwyższej klasy rozgrywkowej mimo, że w zdobyła aż 40 punktów. Po spadku Lechia z Olimpią rozłączyły się. Lechia wróciła do starej nazwy i zaczęła dystansować się od historii tamtego sezonu, zaś Olimpia Poznań wylądowała przez zakończenie fuzji w IV-lidze. W 2005 roku w ogóle przestała istnieć.