Zamknij

„Zagraj, zagraj jak za dawnych lat”. Trener, który dał nam historyczny awans

Tym razem w naszym cyklu „Zagraj, zagraj jak za dawnych lat” historyczny mecz z naszym najbliższym rywalem będzie jedynie pretekstem do opowiedzenia pewnej historii. Będzie to opowieść o trenerze, który właśnie w Mielcu osiągał swoje pierwsze, ale jak pokazała przyszłość, nie ostatnie sukcesy. Zapraszamy na historię Antoniego Brzeżańczyka.

Antoni Brzeżańczyk z pewnością był postacią nietuzinkową i poniekąd – również tajemniczą. Tak naprawdę tajemnice rozpoczynają się bowiem… w momencie  jego urodzenia. Już tutaj w źródłach możemy znaleźć rozbieżności. Jedne mówią, że urodził się w Krakowie, choć prawdopodobnie była to miejscowość Brzeżany koło Tarnopola. Dziś te tereny należą do Ukrainy.

Większych wątpliwości nie ma co do daty jego urodzenia. Urodził się w 1919 roku, ale o jego młodzieńczych latach niewiele wiadomo. Podobno przed wybuchem wojny grał w kilku krakowskich klubach, choć poważnych dowodów na to brakuje. Również jego losy w czasie okupacji są owiane tajemnicą.

Tak naprawdę swój życiorys zaczął pisać na początku lat 50-tych. Jako piłkarz grał w kilku klubach – m.in. w Lechii Gdańsk i Kolejarzu Poznań (dziś Lech), a w 1953 roku w roli grającego trenera przejął występującą wówczas w trzeciej lidze mielecką Stal.

Był to strzał w przysłowiową „dziesiątkę”, bo z Brzeżańczykiem za sterami mielczanie awansowali najpierw do trzeciej, a w 1955 roku do drugiej ligi.

– To było wielkie wydarzenie dla całej piłki nożnej w tej części Polski – wspominał kilka lat temu Zenon Książek – legenda naszego klubu, który wówczas był zawodnikiem Stali, a dwadzieścia lat później zdobywał medale z naszą drużyną już jako trener.

– Cała piłka pierwszo i drugoligowa była na zachód od Wisły. Na wschodzie klubu na tym poziomie nie było. My przełamaliśmy ten impas i jako pierwsza drużyna z tej części Polski awansowaliśmy do drugiej ligi – podkreślał.

Co stało za tamtymi sukcesami mieleckiego zespołu? – W Mielcu pod okiem Brzeżańczyka trenowaliśmy 2 razy dziennie. Jak na połowę lat 50., był to nowatorski model trenowania – podkreśla Zenon Książek. – Szczerze mówiąc, początkowo ten reżim nam się nie podobał. Szybko jednak przekonaliśmy się, że tylko w ten sposób możemy coś osiągnąć – wspominał w rozmowie z „Nowinami”.

Sam trener Brzeżańczyk po awansie niespodziewanie jednak z pracy w Mielcu zrezygnował. Dlaczego? Na to pytanie odpowiedział Zenon Książek w artykule red. Cezarego Kassaka w portalu nowiny24.pl. – W tamtych czasach nie mieliśmy premii za wygrane mecze, na wyjazdach graliśmy za… obiad. Po awansie do 2 ligi, na obozie w Nowej Dębie drużyna się zbuntowała. Zagroziliśmy, że nie pojedziemy na pierwszy mecz do Krakowa, jeżeli nie będziemy dostawać premii za zwycięstwa. Początkowo usłyszeliśmy twardy sprzeciw i groźby dyskwalifikacji, ale panowie prezesi się ugięli. Brzeżańczykowi zarzucono jednak, że nie nakłaniał nas do tego, abyśmy dalej grali w piłkę jako „amatorzy”.

Po odejściu ze Stali Mielec trener Antoni Brzeżańczyk najpierw trafił do Bydgoszczy, a następnie postanowił przejąć Resovię. O Mielcu jednak nie zapominał i dość niespodziewanie, w 1959 roku znów wrócił na ławkę trenerską Stali.

W 1960 roku cały Mielec był już o krok od najwyższej klasy rozgrywkowej. Awans był blisko – ostatnią przeszkodą na tej drodze był Piast Gliwice.

– To była niedziela, gdy wielka feta rozpoczęła się w Mielcu. Sportowe święto zafundowali piłkarze Fabrycznego Klubu Sportowego Stal Mielec, bo tak nazywał się on od trzech lat. Tuż przed 14.00, arbiter spotkania p. Brzeziński zakończył mecz Stali z Piastem Gliwice – opowiada Tomasz Leyko, autor książki „Biało-Niebieska”.

Był to tzw. pojedynek „za 4 punkty”. Przed meczem obydwa zespoły walczące o awans z grupy południowej dzieliły 3 punkty. Remis też dawał awans Stali. Z kolei wygrana Piasta kwestię ekstraklasowej promocji, przesuwała do ostatniej kolejki.

Katowicki Sport podgrzewał nieco atmosferę przed tym meczem, pisząc niezbyt pochlebnie o Stali. W rewanżu kibice chodzili po stadionie prezentując planszę z napisem „Pierwszoligowe pigułki dla redakcji Sportu”. Jedną z gwiazd gliwickiej drużyny był Joachim Krajczy, który już za 4 lata przeniesie się do naszego rywala zza miedzy – Stali Rzeszów.

Stal ten mecz wygrała pewnie 3-0 po dwóch golach Rajmunda Kapuścińskiego i jednym Alfreda Gazdy. Nie było innej możliwości przy wypełnionym po brzegi stadionie przy Solskiego, gdzie od 7 lat grali piłkarze Stali.

– Po ostatnim gwizdku wystrzeliły szampany, fajerwerki, w niebo poszybowały balony z proporczykami, wypuszczono też symboliczne gołębie – możemy przeczytać w książce „Biało-Niebieska”.

– Tak mały Mielec cieszył się wielkiej sportowej nobilitacji jakim była awans na najwyższy, krajowy szczebel piłkarskiej drabiny. Radość była tym większa, że Stal awansowała jako pierwszy klub z województwa rzeszowskiego, które wówczas obejmowało podobny obszar do dzisiejszego podkarpackiego – zaznacza T. Leyko.

Brzeżańczyk jednak długo z tego sukcesu się nie cieszył. Podobnie jak kilka lat wcześniej, w 1960 roku również postanowił szukać wyzwań gdzie indziej. Był trenerem Warty Poznań, Odry Opole, młodzieżowej reprezentacji Polski, by w 1966 roku objąć nawet reprezentację Polski, którą poprowadził w 12 meczach. W 1971 roku świętował mistrzostwo Polski z Górnikiem Zabrze.

Jednak w internetowej wyszukiwarce gdy wyszukamy nazwisko Brzeżańczyka nie wyświetla się „reprezentacja”, tylko „Feyenoord”. To niezwykła historia, ale w połowie lat 70-tych, gdy wydawała się, że jego kariera trenerska zdecydowanie zwalnia, a on sam prowadził drugoligową Wisłokę Dębica, nagle pojawiła się oferta… z Feyenoordu Rotterdam. W sezonie 1975/76 sięgnął z tą drużyną po wicemistrzostwo Holandii, ale władze klubu uznały że to za mało.

Praca w tak słynnym klubie, mimo że krótka, otworzyła mu drzwi do kolejnych europejskich zespołów. Najpierw pracował z Rapidem Wiedeń, zdobywając dwukrotnie wicemistrzostwo Austrii, później w Admirze-Wacker. Na jakiś czas przeniósł się do Grecji, trenując kluby z Salonik – PAOK i Iraklis, po czym wrócił do Austrii. Pracował kolejno z SV St. Veit, Wiener SC i SV Breitensee.

Zmarł 26 maja 1987 roku w Wiedniu w wieku 68 lat.