– Awans ze Stalą byłbym spełnieniem marzeń i dopełnieniem mojej kariery w tym klubie – mówi Krystian Getinger, wieloletni piłkarz mielczan, obecnie kapitan drużyny. Na jego oczach Stal zmieniała się na lepsze. Przeszedł tutaj wzloty i upadki. Stał się ważną częścią historii ekipy z Podkarpacia.
Historia pod tytułem Stal Mielec rozpoczęła się dla Krystiana Getingera, gdy ten był nastolatkiem. – Na początku nie było kolorowo. Dopiero co wchodziłem do pierwszej drużyny, nie byłem podstawowym zawodnikiem w IV lidze. Występowałem nawet w rezerwach – A klasa… Wszystko zmieniły mistrzostwa Polski juniorów. Skorzystałem na kontuzji mojego rywala na lewej obronie, przez co wskoczyłem do składu. Turniej rozgrywany w Toruniu był bardzo dobry w moim wykonaniu. Dzięki temu zacząłem grać w lidze, a konsekwencją tego było potem przejście do Lubina. Myślę, że nie tylko mój przykład pokazuje, że w sporcie trzeba być cierpliwym i konsekwentnym. Życie potrafi wynagrodzić cierpliwych. Cieszę się, że nie zwątpiłem, choć różne myśli przychodziły do głowy. Jestem dziś w 1 lidze, wielu moich kolegów z przeszłości pokończyło kariery. A moja trwa nadal… – mówi Getinger.
W początkowym etapie kariery doświadczył tego, co sprawia, że wielu młodych zawodników ginie w tłumie. – Myślałem tak: „Skoro jestem juniorem, a trenerem na mnie nie stawia, to co dalej”? Zastanawiałem się, czy kiedykolwiek będę miał szansę wypłynąć wyżej. Z drugiej strony wiedziałem, że ciężka praca się opłaca. Poza tym, miałem kilku trenerów, którzy wspierali mnie mentalnie. Jeden z takich trenerów wierzył we mnie do tego stopnia, że cały czas przekonywał mnie, że mam duże umiejętności. Podnosił na duchu. To trener Tomasz Tułacz, dziś prowadzący Puszczę Niepołomice. Wyczuł moje rozczarowanie cała sytuacją związaną z brakiem gry – opowiada.
– Myślę, że podobne momenty zwątpienia miało wielu piłkarzy. Każdy z nas przechodził przez ciężkie chwile. Ta życiowa droga nie zawsze jest usłana różami. Właśnie w takich momentach trzeba mocniej zacisnąć zęby, wykazać się charakterem, dać jeszcze więcej od siebie, licząc, że życie odda ci to z nawiązką. Mi się opłacało, bo zostałem zawodowym piłkarzem – dodaje Krystian Getinger.
Mając 19 lat związał się z ekstraklasowym Zagłębiem Lubin. W ekstraklasie jednak nie zagrał. Przed sezonem 2008/09 zdecydował się na nowy-stary klub.. – Szkoda, że musiałem odejść z własnej woli. Wiele rzeczy mogłem zrobić lepiej. Jak to młody… mądry po fakcie. Nie miałem menedżera, nie miał mi kto pomóc w tamtym czasie. Chodziłem do zarządu, żeby znaleźli mi nowy klub. W Młodej Ekstraklasie nie chciałem już grać. Wysyłali CV, ale bez odzewu. Postanowiłem więc pomóc chłopakom ze Stali utrzymać się, dlatego zrobiłem cztery kroki do tyłu. W Lubinie tacy zawodnicy jak Łobodziński, Iwański, Włodarczyk, Chałbiński, tu 3 liga i walka o utrzymanie. Ale to był udany powrót. W 14 meczach strzeliłem siedem goli. Zostałem na kolejny sezon. No i zacząłem grać na lewej obronie, wcześniej będąc pomocnikiem – opowiada.
Ówczesna Stal występowała w 3 lidze, co nie zaspokajało ambicji Getingera. Wtem na horyzoncie pojawiła się możliwość gry w Stali Stalowa Wola. – Zdałem sobie sprawę, że nadszedł moment, aby iść wyżej. Stal spadała właśnie z 1 ligi do 2., budowali nowy zespół. Kto przyszedł, tego brali. Zgłosiłem się. Zostałem na trzy lata. Praktycznie cały czas grałem w podstawowym składzie – przypomina.
W jego przypadku historia zatoczyła koło. Mieleckiej Stali udało się wywalczyć przepustkę na trzeci poziom rozgrywkowy i dostał propozycję ponownej gry w znanym sobie otoczeniu. – Dobrze trafili, bo akurat kończył mi się kontrakt. Stal Stalowa Wola proponowała jego przedłużenie na dobrych warunkach. Chciałem jednak wrócić do siebie, wiedziałem, że w Mielcu powstaje nowy stadion, następują duże zmiany infrastrukturalne. Finansowo może straciłem, za to pod innymi względami zyskałem. Pierwszy sezon po awansie graliśmy w grupie wschodniej 2 ligi, która przechodziła reformę. Wówczas dziesięć zespołów spadało, osiem się utrzymywało. My jako beniaminek stanęliśmy w obliczu trudnego wyzwania. Ostatecznie znaleźliśmy się w ósemce. Stal zaczynała stawać na nogi. Z miesiąca na miesiąc szliśmy do przodu – jako klub, drużyna. Przedłużałem kolejne umowy – stwierdza Getinger.
I tak mijały lata, a on wciąż reprezentował barwy zespołu dwukrotnych mistrzów Polski. Ciągiem to już siedem lat. – Przez wgląd na to, ile tu przeżyłem, muszę stwierdzić, że Stal to moje drugie życie. Pamiętam jak przebieraliśmy się w zniszczonej szatni, myliśmy się pod zardzewiałym prysznicem, kiedy góra stadionu była zamknięta. Grzyb na ścianie, odpadający tynk, powyrywane kafelki. Od tego czasu tak dużo się w Stali pozmieniało. Pamiętając tamte czasy w klubie, człowiek jeszcze mocniej docenia te wszystkie zmiany na plus. Dzisiejszą infrastrukturę klubu chwali wiele osób. Uważam, że jak na pierwszoligowe warunki to jesteśmy w top 5. Wtedy? Nikt nie narzekał, byliśmy przyzwyczajeni do uniedogodnień – podkreśla 31-letni zawodnik.
Dziś nosi opaskę kapitańską w ekipie z Podkarpacia i czuje z tego powodu wielką dumę. – Bycie kapitanem drużyny walczącej o awans mało komu jest dane. Cieszę się, że mnie spotkało coś takiego. To dla mnie nobilitacja i wyróżnienie. To moja trzecia próba awansu. Mówi się, że do trzech razy sztuka, liczę więc, że ta ostatnia próba zakończy się sukcesem. W ostatnich dwóch latach zawsze czegoś brakowało. Nie chcę wybiegać za bardzo w przyszłość, ale nasi sponsorzy mają swoją granicę wytrzymałości. Nie wiadomo, czy – odpukać w niemalowane – w razie braku powodzenia w tym sezonie daliby nam czwartą szansę. Wtedy ekstraklasy w Mielcu chyba już bym nie doświadczył… Całą drużynę traktujemy więc to jak ostatnią szansę. Wielu z nas marzy o ekstraklasie, niektórzy chcieliby do niej wrócić. Nie mogę się doczekać awansu i możliwości świętowania na mieście z kibicami. Normalnie bajka! – podsumowuje Getinger.
Autor: 1liga.org, Fot. 400mm.pl