Korso – Z Bogusławem Wyparłą rozmawiali Damian i Łukasz Głodzik.
Co skłoniło pana do powrotu po tylu latach do Mielca?
– Zawsze chciałem zakończyć swą karierę w miejscu, w którym ją zacząłem, czyli w Mielcu. Sam powrót to był trochę zbieg okoliczności. ŁKS Łódź, w którym występowałem, wycofał się z rozgrywek i następnie przestał istnieć. Nad powrotem do Mielca rozmyślałem już od dwóch lat przed transferem. Raz było bliżej, a raz trochę dalej, ale dzięki Bogusławowi Skibie, który przez ten czas naciskał, żebym wrócił, wszystko udało się pomyślnie zakończyć. Wycofanie się ŁKS-u z rozgrywek przyspieszyło całą sprawę.
Który moment swojej kariery wspomina pan najlepiej?
– Z pewnością jest to mistrzostwo Polski z ŁKS-em w 1998 roku oraz trzy występy w reprezentacji Polski. W Ekstraklasie rozegrałem 369 meczów i ponad 240 w aktualnej I lidze. W sume daje to ponad 600 występów na najwyższym poziomie, więc myślę, że jako zawodnik w pewien sposób jestem spełniony. Myślę, że w 90% wypełniłem to, co sobie założyłem i jestem zadowolony z przebiegu mojej kariery.
W Stali Mielec grał pan jeszcze w latach 90. Wrócił pan do Mielca po kilkunastu latach, a w tym czasie w klubie bardzo dużo się zmieniło. Znając standardy Ekstraklasy, uważa pan, że Stali Mielec pod względem organizacyjnym wiele brakuje do Ekstraklasy?
– Obiekt, warunki do treningu oraz logistyka są na poziomie Ekstraklasy. Nie mamy się czego wstydzić, bo w Mielcu poza podgrzewaną murawą niczego nie brakuje. Wszystko jest przygotowane przez miasto. Brakuje nam kogoś, kto zainwestowałby w klub. Ciężko powiedzieć, czy brakuje nam fanatyka piłki nożnej, który wyłożyłby pieniądze czy wielkiej firmy, tak jak miało to miejsce w najlepszych czasach. Wtedy również i finansowo mielibyśmy zapewnioną możliwość gry w I lidze, a następnie w Ekstraklasie. Na dzień dzisiejszy maksimum dla Stali jest próba walki o awans do I ligi, ale finansowo nie jesteśmy gotowy, by w tej lidze o cokolwiek walczyć.
Jest pan jedynym piłkarzem z obecnej drużyny, który miał okazję zagrać na starym obiekcie Stali, gdy jeszcze dopisywała frekwencja. Obecnie po kilku uboższych pod tym względem latach kibice znów licznie wspierają drużynę podczas meczów. Można te dwa obiekty jakoś porównać?
– Atmosfera na nowym obiekcie jest podobna. Stadion został gruntownie zmodernizowany i przystosowany do wymaganych standardów. Ciężko jest te dwa obiekty porównać. Mam sentyment do tego starego stadionu, ponieważ grałem na nim jeszcze w Ekstraklasie i pojemność była zdecydowanie większa. Wymogi licencyjne jasno określają, jak obiekt ma wyglądać i nie mogło już być ławek na trybunach. Potrzebne były również odpowiednie zabezpieczenia oraz wyjścia ewakuacyjne, a na starym obiekcie nie dało się już tego przebudować. Uważam, że obecny stadion jest dosyć charakterystyczny, ale ten stary również taki był. Duży wpływ na to ma również oświetlenie, które pozostało i jest chyba jedynym tego rodzaju w całym kraju. Daje ono możliwość grania o bardzo późnych godzinach, gdy jest bardzo ciemno.
Wielu kibiców nie wie, skąd u pana na bluzie bramkarskiej zamiast nazwiska znajduje się napis „Bodzio W.”
– To zostało jeszcze z czasów gry w ŁKS-ie. Wówczas zaczęły pojawiać się na koszulkach nazwiska zawodników. Mój przyjaciel Jacek Załoba, który do dziś jest kierownikiem w Łódzkim klubie, odpowiadał za zebranie numerów i nazwisk na koszulki. Wówczas był on jeszcze młodym kierownikiem, a ja zażartowałem, że chciałbym mieć na koszulce właśnie „Bodzio W.” Gdy dostaliśmy sprzęt, okazało się, że on wziął mój żart na poważnie i na koszulce widniał taki napis. Było w tym troszkę przypadku, ale tak pozostało do dzisiaj.
Obecnie jest pan bardziej bramkarzem Stali Miele ,czy trenerem bramkarzy?
– Ten sezon jest przejściowy. Jestem jeszcze zawodnikiem, a już trenerem. W poprzednim sezonie prowadziłem zajęcia bramkarskie i w tym również prowadzę wspólnie z Robertem Mazurem, z którym razem prowadzę akademię. Wcześniej pracowałem jako trener bramkarzy w ŁKS-ie, a potem prowadziłem własną akademię bramkarską, którą przeniosłem teraz do Mielca. Prowadzę tutaj treningi ze wszystkimi grupami, od najmłodszych do seniorów. Jeszcze ten rok uczestniczę w zajęciach jako zawodnik, ale jest to prawdopodobnie mój ostatni sezon, w którym łączę te dwie funkcje.
Na co stać drużynę w tym sezonie?
– Po pierwszych kolejkach realnie oceniając sytuację, myślę, że środek tabeli to jest maksimum co będziemy w stanie osiągnąć. Podkreślam jednak, że jest to tylko i wyłącznie moja opinia.
Postawiono przed drużyną jakiś cel na ten sezon?
– Postawiliśmy sobie cel żeby być jak najbliżej miejsc premiowanych awansem. Spróbujemy, żeby dystans do tych miejsc był jak najmniejszy. Jeśli po rundzie jesiennej strata do tych miejsc będzie realna do odrobienia, spróbujemy odpowiednio wzmocnić skład, ale na takie decyzje przyjdzie czas dopiero po tej rundzie.
Jak ocenia pan obecną formę Wojciecha Daniela?
– Bardzo dobrze. Nie mam większych uwag. Wiadomo, że zawsze można się do czegoś doczepić, ale to są szczegóły. Generalnie jesteśmy wraz z Robertem Mazurem, który więcej z nim pracuje, zadowoleni.
Ze Stali odszedł bramkarz Tomasz Libera. Dlaczego do klubu nie sprowadzono kogoś w jego miejsce?
– Z całym szacunkiem dla Libery uważam, że niepotrzebnie go sprowadzano. Jest to fajny chłopak, który ciężko pracował na treningach, ale uważam, że była to błędna decyzja, skoro w rezerwie byłem ja, Jakub Kozłowski, Michał Lewandowski. Ściągnięcie Libery popsuło nam trochę pracę, bo Lewandowski od razu po tej decyzji klubu zdecydował się odejść, a Kozłowski czekał na treningi z pierwszą drużyną. Utrudniło nam to pracę z młodzieżą w juniorach, ale wszyscy uczymy się na błędach i właśnie dlatego po rezygnacji Libery nie było potrzeby, żeby ściągać nowego bramkarza.
Jeszcze w Łodzi, gdy zakładał pan swoją akademię, udało się nawiązać współpracę z AC Milanem, który w tym czasie otwierał swoją szkółkę w tym mieście. Ta współpraca z pana przenosinami do Mielca została zakończona?
– Tak, wraz z przeprowadzką do Mielca zawiesiłem współpracę z AC Milanem, ponieważ moja akademia również została tutaj przeniesiona. Zrezygnowałem z tej współpracy, ponieważ nie mogłem tego doglądać, nie mieszkając w Łodzi. Niestety, z czegoś trzeba było zrezygnować, ponieważ nie da się być w dwóch miejscach naraz.
Duża grupa dzieci w Mielcu trenuje w pańskiej akademii?
– Liczba co chwile się zmienia, ale liczyliśmy ostatnio z Robertem Mazurem i biorąc pod uwagę wszystkie zajęcia, które prowadzimy, obecnie trenujemy 50 bramkarzy. Nasze zajęcia nie ograniczają się jedynie do Stali Mielec, ponieważ współpracujemy z innymi okolicznymi klubami. Jest to naprawdę pokaźna liczba. Codziennie mamy przynajmniej dwa, a nawet trzy treningi bramkarskie. Jest bardzo dużo pracy, ale dzieci się garną i chcą trenować, tym bardziej że było to w ostatnich latach trochę zaniedbane.
W jakim wieku są to dzieci?
– Trenujemy dzieci od piłkarskiego przedszkola w Stali Mielec do seniorów.
Na czym polega taka praca z dziećmi? Jest to bardziej rodzaj zabawy czy jednak typowe treningi?
– Wszystko zależy o jakiej grupie wiekowej mówimy. W piłkarskim przedszkolu i młodzikach jest to oparte bardziej na zabawie, ponieważ w tym wieku dzieci często zmieniają sobie pozycję i czasami potrafią miesiąc być bramkarzem, a za chwilę idą grać jako napastnik lub pomocnik. Pierwsze zalążki treningu bramkarskiego i zabawy z piłką w rękach wprowadzamy i obserwujemy, którzy zawodnicy z tych najmłodszych mogliby zostać w przyszłości bramkarzami. Typowy trening bramkarski wprowadzamy trampkarzom młodszym, starszym, młodzik starszy. Wtedy mamy już dzieci wyselekcjonowane i przeprowadzamy trening bramkarski dostosowany do wieku.
Kiedy można się spodziewać pierwszych efektów pańskiej akademii?
– Mamy bardzo utalentowanych chłopców w roczniku 2002 i 2003. Szkolenie prowadzimy z nimi od samego początku i myślę, że z czasem z tych chłopców będziemy mieć dużo pociechy. Mamy również zdolnych juniorów. Mamy czterech zawodników rywalizujących ze sobą w juniorach starszych i mam nadzieję, że przynajmniej dwóch z nich niedługo będzie mogło rywalizować z Wojciechem Danielem o bluzę z numerem 1. Tych dzieci jest sporo, a zadaniem akademii jest wychowanie swoich zawodników tak, by Stal Mielec nie musiała ściągać zawodników na pozycję bramkarza. Chcemy, żeby w każdym roku do seniorów dołączał utalentowany, młody bramkarz.
Jak wygląda akademia od strony organizacyjnej? Jakie warunki mają dzieci do trenowania i do nauki?
Bardzo dobrze współpracuje nam się ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego, która ściśle współpracuje z klubem. Uczniowe tej szkoły trenują w Stali Mielec, a edukację stojącą na wysokim poziome zdobywają w szkole. Jest ona podporządkowana pod treningi, więc młodzi zawodnicy nie muszą zaniedbywać nauki i omijać lekcji. Sam wysłałem do niej swojego syna, który w Łodzi uczęszczał do prywatnej szkoły i mogę powiedzieć, że poziom nauczania jest naprawdę wysoki. Jeśli chodzi o poziom szkolenia młodzieży, nikt w okolicy nie może się równać ze Stalą, ponieważ jest on w Mielcu najwyższy. Uczniowie mają wszystko zorganizowane pod trening – i naukę i wyżywienie. Teraz wchodzi internat, który będzie przeznaczony dla uczniów Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Będzie się on mieścił przy ul. Głowackiego, więc będzie blisko do szkoły, do wyżywienia i bardzo blisko na treningi. Wszystko będzie dograne tak, jak powinno być w klubie piłkarskim z prawdziwego zdarzenia.
Swoją przyszłość wiąże pan bardziej z Mielcem czy z Łodzią?
– Z Mielcem. Wszystko mamy podporządkowane tutaj pod akademię bramkarską. Naszym celem jest jak najlepiej szkolić dzieci z Mielca do juniora młodszego. Jeśli w pewnym momencie nie uda się ściągnąć do Mielca lub wyszkolić wartościowych bramkarzy, to wtedy dopiero od juniora młodszego będziemy szukać kogoś, by go ściągnąć i dołączyć go do pierwszej drużyny.