Zamknij

MEDIALNA STAL M: Jedenastka 27. kolejki II ligi wg PN. 3 punkty dla walczaków

PiłkaNożna.pl – W sobotę i niedzielę zostały rozegrane mecze 26. kolejki II ligi. Przyjrzeliśmy się występom wszystkich piłkarzy i wybraliśmy tych najlepszych, którzy trafili do „jedenastki” kolejki. Oto ona:
Layout 1Uzasadnienia nominacji:

Musin (Górnik) – były młodzieżowy reprezentant Ukrainy dał próbkę swoich możliwości w meczu przeciwko Wiśle, będącej ostatnio w wysokiej formie.

Sierczyński (Zagłębie) – boczny defensor sosnowiczan zanotował asystę przy zwycięskiej bramce Araka.

Garzeł (Okocimski) – w starciu na dnie tabeli z Limanovią zaliczył niemal bezbłędny występ ukoronowany bramką.

Mońka (Raków) – jego gol dał jego klubowi zwycięstwo w Legionowie.

Niziołek (MKS Kluczbork) – najbardziej aktywny piłkarz MKS w konfrontacji ze Stalówką.

Uwakwe (Puszcza) – dwoił się i troił w środku pola, jednak nie wystarczyło to do odniesienia zwycięstwa z Nadwiślanem.

B. Nowak (Stal M.) – pomocnik Stali niemal natychmiast od przejścia do Stali stał się jej liderem. W spotkaniu z Rozwojem napędzał ataki mielczan, a w końcówce dobił przeciwnika.

Bejuk (Kotwica) – defensorzy Siarki nie potrafili znaleźć sposobu na wszędobylskiego pomocnika kołobrzeżan.

Wawszczyk (Błękitni) – zdobył dwie piękne bramki z rzutów wolnych.

Tumicz (Zagłębie) – po wejściu z ławki strzelił bramkę, dając tym samym Zagłębiu nadzieję na odwrócenie losów meczu.

Łętocha (Stal M.) – w meczu z Rozwojem zapisał na swoim koncie bramkę i asystę.

Super Nowości – Biało-niebiescy pokonali lidera i wciąż marzą o zapleczu ekstraklasy.

– Zagraj, zagraj jak za dawnych lat! – śpiewają kibice Stali. Piłkarze wzięli sobie to do serca i stworzyli spektakl co się zowie. Dwa gole wbite w ostatnich sekundach posłały lidera na deski, dając mielczanom bezcenne 3 punkty.

Przed meczem pisaliśmy, że jednego możemy być pewni: Stal strzeli i straci bramki. Nie pomyliliśmy się ani na jotę. W rundzie wiosennej zespół Janusza Białka popełnia koszmarne błędy w obronie, ale w ofensywie stać go niemal na wszystko. Przekonali się o tym zawodnicy Rozwoju, którzy zamiast fetowania rekordowego, czwartego z rzędu wyjazdowego zwycięstwa, wyciągali piłki z siatki po strzałach w doliczonym czasie gry.

Bramkarz, „Łęti” i rezerwowi
Ponad 2 tysiące kibiców nie miałoby czego świętować, gdyby nie kapitalna interwencja Tomasza Libery. Bramkarz Stali w 90 minucie końcami palców przeniósł piłkę nad poprzeczką po uderzeniu Roberta Tkocza. Za moment Bartosz Nowak dostrzegł niepilnowanego na skrzydle Roberta Sulewskiego, obrońca gospodarzy dośrodkował jak w podręczniku i Sebastian Łętocha „głową” wpakował futbolówkę do siatki. Trybuny ryknęły, lider rzucił się do rozpaczliwych ataków i… został znokautowany. To była akcja rezerwowych: Rafał Jankowski powalczył na środku boiska o piłkę, zagrał do Andrija Nikanowycza, a ten wyłożył ją lepiej ustawionemu Nowakowi.

Jeśli pierwsza połowa była taka sobie, to w drugiej temperatura sięgnęła zenitu. Piłkarze podkręcili tempo, po 70 minutach na tablicy wyników widniał remis, który jednak nie urządzał żadnej ze stron. Mieliśmy zatem wymianę ciosów i dalsze bramki, czyli to, co stanowi sól każdego porządnego widowiska.

Światło nie zgasło
– Chwała chłopakom, że walczyli do końca. Ta grupa ludzi łatwo się nie poddaje – komplementował podopiecznych trener Białek. – Rozwój podyktował ciężkie warunki, ale chyba nie był przygotowany, że zagramy na dwóch napastników – uśmiechał się. Dziennikarze koniecznie chcieli wiedzieć, jak w Stali postrzegany jest temat awansu na zaplecze ekstraklasy, lecz Białek nie zamierzał wychodzić przed szereg. – Żądacie ode mnie deklaracji, a ja niczego nie obiecam. Drużyny nie buduje się w rok. Weźmy taki Rozwój, tam do wszystkiego dochodzili małymi krokami, z sezonu na sezon stawali się coraz mocniejsi – argumentował.

– Mieliśmy swoje szanse, mogliśmy wygrać, tymczasem straciliśmy dwa gole w ostatniej minucie – kręcił głową niepocieszony trener katowiczan Marek Koniarek. Ten świetny ongiś napastnik (104 gole w polskiej ekstraklasie) okazał się wulkanem energii. Co rusz wybiegał z ławki rezerwowych, krzyczał, gestykulował, bił dłońmi o plastikowy daszek. – Czy ja tak zawsze? Dziś i tak nie było najgorzej – przyznał na konferencji prasowej. – Jak przyjechałem do Mielca kilkadziesiąt lat temu z Widzewem, zgasły jupitery. Na szczęście teraz obeszło się bez niespodzianek – uśmiechał się, gratulując gospodarzom atmosfery na trybunach i nowego stadionu.

StalMielecRozwójFot. Marcin Studnicki