W naszym cyklu czas na wspomnienie spotkania, które dziś może być uznawane za punkt zwrotny w najnowszej historii klubu. 8 października 2016 również zajmowaliśmy ostatnie miejsce w tabeli, a przed nami był mecz z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Wtedy też rywal był faworytem spotkania, miał lepszą pozycję wyjściową i komfort kilku punktów przewagi. Stal z kolei grała o życie i z tej walki wyszła zwycięsko.
Zbigniew Smółka dziarskim krokiem wszedł na salę konferencyjną, zajął miejsce przy stole, przysunął mikrofon bliżej ust i już miał zacząć mówić, gdy poczuł, jak zachrypnięte jest jego gardło. Od razu zwrócił się więc do dziennikarzy:
– Na początku przepraszam za mój głos, ale za nami ciężki tydzień , bardzo ciężki mecz, ale mniejsza już z tym. Wygraliśmy bardzo ważny mecz – powiedział trener, który Stal Mielec przejął zaledwie kilka dni wcześniej. Wtedy, 8 października 2016 roku mógł się cieszyć z pierwszych punktów i to na boisku spadkowicza z ekstraklasy – Podbeskidzia Bielsko-Biała.
Trudna droga
Było to zwycięstwo, które wymykało się logice. Za Podbeskidziem przemawiało bowiem wszystko – większe doświadczenie, gwiazdy pokroju Michała Janoty czy Roberta Demjana w składzie, w końcu piękny stadion wypełniony kibicami, który właśnie wtedy – 8 października 2016 roku – został oficjalnie otwarty.
Do tego pozycja w tabeli obu drużyn. Co prawda Stal była świeżo po pierwszej wygranej w sezonie, ale wciąż zajmowała ostatnie miejsce. Podbeskidzie również rozczarowywało – 15 punktów po 11 meczach to był wynik poniżej możliwości tej drużyny. Wciąż jednak była ona dużo wyżej od mielczan.
Jak to się więc stało, że Stal tamto spotkanie ostatecznie wygrała? Żeby odpowiedzieć w pełni na to pytanie, trzeba tę opowieść rozpocząć od tego, co działo się w tygodniu poprzedzającym wyjazd naszych piłkarzy do Bielska-Białej.
Był to bez wątpienia moment przełomowych decyzji. W połowie września 2016 roku, po dwóch latach, pracę przy Solskiego 1 stracił Janusz Białek. Co ciekawe, do dzisiaj żaden trener nie pracował w Mielcu równie długo.
Białek stracił pracę za rozczarowujące wyniki. W dziewięciu spotkaniach jego podopieczni nie zdołali wygrać ani razu, a po drodze zdarzyło się im kilka kompromitujących porażek. W takich sytuacjach głową płaci zawsze szkoleniowiec. Nie inaczej było wówczas w Mielcu.
Działacze klubu nie mieli jednak gotowego następcy, więc postanowili, że w kolejnych dwóch meczach zespół poprowadzi Maciej Serafiński, dotychczasowy asystent Janusza Białka. Do pomocy miał jedynie Bogusława Wyparło, który zajmował się bramkarzami. W pierwszym meczu nie udało się sprostać GKS-owi Katowice, ale po tygodniu przyszło upragnione przełamanie. Stal Mielec pokonała u siebie sąsiada z ligowej tabeli – Znicza Pruszków – po wielkich emocjach w samej końcówce. Mielczanie nacierali, ale na kwadrans przed końcem przegrywali 0:1. W końcówce jednak zostali nagrodzeni za charakter i nieustępliwość. Wyrównał Michał Bierzało. Bramka ta dodała wiary, bo już pięć minut później Stal prowadziła po bramce z rzutu wolnego Kamila Radulja. Kropkę nad „i” postawił w ostatniej minucie Dorian Buczek.
Wiedzieli tylko nieliczni
Tylko kilka osób wiedziało, że w Mielcu był już Zbigniew Smółka. Nie wiedziała o tym jednak ani drużyna, ani Maciej Serafiński. – Wiedzieliśmy jedynie, że działacze prowadzą rozmowy, ale z kim i na jakim są one etapie, nie mieliśmy pojęcia. Nazwisko trenera poznałem dopiero po meczu. Osobiście poznałem go dwa dni później – wspomina obecny asystent trenera Ojrzyńskiego.
Trener Smółka zza szyby okalającej sektor Super VIP obejrzał ostatni trening przed meczem ze Zniczem Pruszków oraz samo spotkanie. Mało brakowało do tego, że zaraz po meczu wyjechałby z Mielca z pustymi rękoma.
– Trener opowiedział mi później, że gdybyśmy wtedy nie wygrali, to nie zdecydowałby się podpisać kontraktu – zdradza nam Maciej Serafiński, który uważa, że Zbigniew Smółka wprowadził cały klub na wyższy poziom. – Było to zupełnie inne spojrzenie, człowieka z zewnątrz. Nauczył nas wiele, wprowadził do klubu pełen profesjonalizm. Nie chcę powiedzieć, że za trenera Białka go nie było, bo był, ale trener Smółka wprowadził ten profesjonalizm na jeszcze wyższy poziom.
Nowy szkoleniowiec na przygotowanie drużyny nie miał czasu – jedynie kilka dni i trzeba było wyjeżdżać do Bielska-Białej. Zapału do pracy jednak mu nie brakowało. – Ja nie patrzę na tabelę. Cieszę się, że przejął drużynę zwycięską, która jest świeżo po bardzo ważnej wygranej – mówił w jednym z pierwszych wywiadów.
„Wróżbita Marek”
Sam mecz miał niezwykłą otoczkę. Mecz poprzedziły różnorakie atrakcje związane z otwarciem stadionu – występ Bielskiej Orkiestry Dętej, koncert Goorala, prezentacja młodzieżowych zespoły bielskich klubów. Na meczu pojawiło się prawie 9 tysięcy osób, co było wówczas klubowym rekordem.
Przed pierwszym gwizdkiem dokonano symbolicznego przecięcia wstęgi, a obiekt poświęcił Biskup Diecezji Bielsko-Żywieckiej. Chwilę wcześniej zamienił kilka słów z kierownikiem naszego zespołu, Markiem Gozdeckim. – Prosiłem, by przełożyli otwarcie, bo my ten mecz wygramy. Tylko popsujemy im to święto – wspomina z uśmiechem Marek Gozdecki. – W odpowiedzi usłyszałem jedynie, że wszystko w rękach Boga. Jak się okazało – nie posłuchali i przegrali – dodaje. Wróżba się sprawdziła, więc po tym meczu Marek Gozdecki jeszcze przez długi czas nazywany był „Wróżbitą Markiem”.
W pierwszej połowie Podbeskidzie, co prawda, mogło poszczycić się posiadaniem piłki w okolicach 70 procent, jednak zupełnie nie przekładało się to na zagrożenie pod bramką Marka Kozioła. W 21. minucie Adam Deja próbował pokonać golkipera gości, ale ten pewnie obronił. W drugiej mielczanie zaatakowali już odważniej. Nokautujący cios zadali na kwadrans przed końcem. W polu karnym sfaulowany został Szymon Sobczak (rok później odszedł do Podbeskidzia), a „jedenastkę” na gola zamienił Kamil Radulj. – Podziwiałem go, że w takim momencie, pod taką presję zdecydował się na „podcinkę”. Wykonał ją jednak perfekcyjnie i mogliśmy się cieszyć ze zwycięstwa – wspomina Serafiński.
– Trzeba przyznać, że dziś ten wynik wybiegaliśmy przeciwko dobrym piłkarzom Podbeskidzia. Udało nam się sercem wywalczyć te trzy punkty. Dziękuję całej mojej drużynie za to spotkanie – powiedział po meczu trener Zbigniew Smółka.
W zupełnie innym humorze był jego vis a vis Dariusz Dźwigała. Na pomeczowej konferencji padło kluczowe pytanie: czy trener poda się do dymisji? – Mam kontrakt na dwa lata. Jestem od tego, by pracować. Jestem przygotowany, mam pomysł na ten zespół – odpowiedział szkoleniowiec „Górali”. Kontrakt go nie obronił, bo już nazajutrz po meczu ze Stalą Mielec został zwolniony.
Z kolei Zbigniew Smółka pracował w Mielcu do końca sezonu 2017/18. W nim za zadanie miał awans do ekstraklasy, ale jego drużyna zakończyła sezon na rozczarowującym 8.miejscu. Trener z Mielcem żegnał się kompromitującym 0:4…z Podbeskidziem u siebie. Kilka dni później podpisał kontakt z Arką Gdynia.
Początek meczu PGE FKS Stal Mielec – Podbeskidzie Bielsko-Biała w poniedziałek o godzinie 18. Transmisja w Canal+Sport.