W kolejnej rozmowie CAF poznacie prezesa drużyny piłkarskiej Stal Mielec NY – Artura Kurasiewicza, który opowiedział m.in. o inicjatywie utworzenia takiej drużyny, jedynych takich derbach na świecie, sentymencie do Mielca i stadionu przy Solskiego, a także o podopiecznych Janusza Białka.
– Niedawno po raz kolejny pojawił się Pan do Mielcu. Jak od czasu Pana ostatniego pobytu zmieniło się miasto? Czy było coś co Pana zaskoczyło, zdziwiło, a może poruszyło?
– Staram się być w Mielcu co rok, a minimum co dwa lata, więc transformację miasta mogłem śledzić naocznie. Gdy wyjeżdżałem z Mielca w 1992 roku to była to zapyziała postkomunistyczna prowincja, a dziś to schludne i zadbane europejskie miasto.
– Miał Pan okazję po raz pierwszy zobaczyć odremontowany stadion – jakie wrażenie wywarł na Panu odnowiony obiekt?
– Mieszane z różnych względów. Zawsze pozostanie mi sentyment do starego obiektu, gdyż w cieniu górnych trybun się wychowałem i na tym obiekcie przeżyłem wspaniałe chwile swojego dzieciństwa. Ba, był nawet taki zwariowany pomysł, aby z grupą równie “romantycznych” kumpli przykuć się łańcuchami do górnych trybun. Miało to uniemożliwić ich rozbiórkę. Oczywiście zwyciężył pragmatyzm. Sam obiekt wydaje się dość funkcjonalny, choć na mój gust jest za mały a kąt nachylenia trybun niewystarczający. Wydaje mi się, że lepiej było zburzyć stary obiekt i zbudować od nowa – tak jak zrobili w Kielcach czy ostatnio w Bielsku-Białej.
– Czy odczuł Pan na Solskiego 1 tego dawnego ducha „wielkiej Stali”?
– Szczerze, to nie wierzyłem, że jeszcze kiedyś wrócimy na salony i będziemy grać w pierwszej lidze. Raz jeszcze chciałem pogratulować i podziękować trenerowi Białkowi i prezesowi Orłowskiemu. Atmosfera na stadionie była super. Szkoda tylko, że do tego wszystkiego nie dostosowali się piłkarze, którzy rozegrali słabsze spotkanie. Zabrakło więc tej wisienki na torcie.
– Na co dzień mieszka Pan w USA. Jak wygląda Pana życie w kraju, który diametralnie różni się nie tylko architekturą czy sposobem życia, ale również mentalnością od Europy?
– Nowy Jork to wielonarodowy tygiel, gdzie tempo życia jest szalone. Trudno mi to porównać do prozy życia w Mielcu, wszak w swoim rodzinnym mieście bywam tylko na krótkich wakacjach i nie mam odpowiedniej skali porównawczej. Na pewno wolę jeździć samochodem po Mielcu niż po Nowym Jorku (uśmiech).
– Zagranicą narodził się pomysł utworzenia Stali Mielec NY, której jest Pan prezesem. Kontynuuje ona tradycję mieleckiego klubu. Skąd wzięła się sama inicjatywa?
– Klub założyli fanatycy Stali Mielec w Nowym Jorku w 2004 roku. Większość chłopaków grała wcześniej w juniorach Stali Mielec, a na samym początku grali praktycznie sami chłopcy z Mielca. W przeciągu kilku lat awansowaliśmy z czwartej do pierwszej ligi, a dziś jesteśmy czołowym polonijnym klubem na Wschodnim Wybrzeżu USA. W niedawno zakończonych Mistrzostwach Polonijnych USA w kategorii Over-30 i w kategorii Over-40 triumfowały nasze zespoły, a w kategorii Open też było blisko.
– W tym roku, dzięki obozowi Stali w USA, możliwe do przeprowadzenia były jedyne takie derby na świecie – Stal Mielec Nowy York oddalona o blisko 7000 km mierzyła się z tą rodzimą Stalą. Co może Pan powiedzieć o tym meczu?
– Wydaje mi się, że końcowy wynik był za wysoki, gdyż do przerwy było 0 – 0. Po przerwie nasz trener dał pograć wszystkim zawodnikom. Zabrakło tez kondycji. Jednak sama taka okazja zagrania przeciwko macierzystemu klubowi z Mielca to realizacja jednego z marzeń. Chciałem podkreślić, ze pomimo niefortunnego terminu na stadionie Met Oval pojawiło się blisko tysiąc kibiców, z czego zdecydowana większość z Mielca i okolic. Serce rosło, gdy widziało się tak wielu starszych ludzi w barwach Stali Mielec.
– Jak odebraliście delegację przybyłą na zagraniczne zgrupowanie?
– Z ekipy obecnej w Nowym Jorku dobrze znałem Bodzia Wyparłę, z którym to miałem przyjemność organizować akcje charytatywne. „Dusza człowiek”. Znałem też Bartka Jaskota, z którym to wiele lat temu zakładaliśmy Stowarzyszenie Sympatyków Stali. Miałem przyjemność poznać prezesa Orłowskiego. Złożył nam obietnicę rewizyty już jako drużyna ekstraklasowa – trzymam za słowo! Jeżeli chodzi o zawodników, to pełna kultura zarówno na boisku jak i poza nim. Do USA przylecieli na zgrupowanie, więc trener trzymał ich krótko. Wydaje mi się, ze dziś piłkarze bardziej profesjonalnie podchodzą do swoich obowiązków, albo się lepiej kamuflują (uśmiech).
– Wróćmy do Stali i jej premierowych rozgrywek na zapleczu Ekstraklasy. Pierwsze mecze już za mielczanami, a ten bilans nie jest najkorzystniejszy. Czego Pana zdaniem brakuje Stalowcom do przełamania się i odniesienia pierwszego zwycięstwa na tym poziomie rozgrywkowym?
– Wydaje mi się, że problem leży w sferze psychicznej, ale nie chcę tutaj spekulować. Od tego jest trener, do którego mam pełne zaufanie.
– Za nami dopiero pierwsze ligowe przetarcia, dlatego na zakończenie rozmowy zapytam, na co Pana zdaniem będzie stać zespół z Mielca? Czy możemy się spodziewać, że podopieczni Janusza Białka „odrodzą” się w kolejnych spotkaniach i sprawią niespodziankę w lidze?
– Do końca rundy jest jeszcze dwanaście kolejek i na pewno zaczniemy punktować. Nawet nie dopuszczam do siebie myśli o degradacji. Czeka nas ciężka walka o utrzymanie, ale taka jest dola beniaminka.
Paulina Janocha
Crazy About Football