Zamknij

MEDIALNA STAL M: Syzyfowa praca podkarpackich trenerów

Super Nowości – Rozmowa z Januszem Białkiem, trenerem Stali Mielec.

Najbardziej utytułowany klub Podkarpacia zanotował w pierwszej części sezonu kapitalną serię 10. kolejnych spotkań bez porażki. Zimę spędzi na 9 miejscu w tabeli ze stratą 6 punktów do lokat dających awans. Lecz w Stali Mielec obawiają się nadchodzących tygodni.

– Trener Stali Stalowa Wola Jaromir Wieprzęć deklarował ostatnio na łamach Super Nowości: nie pozwolimy na rozbiór drużyny. A pan wierzy, że w Mielcu uda się zatrzymać najlepszych zawodników?
– Sytuacja jest podobna, też nie mam pewności, że tak się stanie.

– Kamil Radulj właśnie pojechał do Kielc. Nie ma ludzi niezastąpionych, ale utrata zawodnika tej klasy rodzi jednak poważne problemy.
– Wolę się nie przyzwyczajać do myśli, że Kamila może z nami nie być. Niestety, praca w piłce sprowadza się często do samych problemów. Jak nie ma wyników, robi się nerwowo. Jak się poukłada zespół, nagle okazuje się, że może on przestać istnieć – i tak w kółko. Ekstremalna robota. Przykre, że Podkarpacie pracuje na innych. Stajemy się Polską B, wszyscy najlepsi stąd uciekają.

– Dziwi się pan?
– Nie bardzo. Wiem w jakich realiach działamy, w którym miejscu się znajdujemy. Dlatego musimy krzyczeć, że najwyższy czas poprawić rzeczywistość. Że należy stworzyć odpowiednie warunki dla piłkarzy. Kibice w Mielcu marzą o powrocie do lat świetności, ale pewnych spraw się nie przeskoczy. Jeśli nic się nie zmieni, wciąż będziemy się odbijać od ściany do ściany. I co pół roku budować nową drużynę.

– Wracając na moment do Raduljego – w Koronie jest paru technicznych zawodników o podobnych warunkach fizycznych, jak choćby Michał Janota. Czy rozgrywający z II ligi, choćby wyróżniający się, jest w stanie z marszu wskoczyć do składu drużyny ekstraklasy?
– Nie wyobrażam sobie, aby Kamil miał grać w rezerwach Korony. To byłoby nieporozumienie. Jeśli otrzyma prawdziwą szansę, mógłby sobie poradzić. Choć łatwo nie będzie. Narzekamy na poziom ekstraklasy, ale prawda jest taka, że stawia ona wysokie wymagania. Mało który zawodnik od razu wskakuje do podstawowego składu. Sam jestem bardzo ciekaw, jak rozwinie się sprawa z Kamilem.

– Co z Sebastianem Dudą? Ponoć mocno interesuje się nim Wisła Płock.
– Powiem tak: jeśli będziemy funkcjonowali na dotychczasowych zasadach, mówię teraz nie tylko o Stali Mielec, na dłuższą metę niczego nie osiągniemy. Mocniejsze kluby zimą nas rozbroją, a wiosną zacznie się rozliczanie trenerów. Syzyfowa praca – pchamy kamień na górę, ale pewnej granicy nie przeskoczymy.

– Jak wyrwać się z tego zaklętego kręgu?
– Może trzeba zorganizować wielką debatę? Spotkać się w szerokim gronie w Podkarpackim Związku Piłki Nożnej, stworzyć lobby wspierające piłkę nożną. Na Podkarpaciu działają strefy ekonomiczne, jest trochę przemysłu, ludzi z pieniędzmi. W Rzeszowie pojawił się człowiek zakochany w siatkówce i Asseco Resovię zna cała Polska. Musimy doprowadzić do sytuacji, w której będziemy mieć 2-3 mocne piłkarskie kluby. Wtedy nasi najlepsi zawodnicy będą chcieli grać blisko domu, a nie szukać szczęścia poza granicami województwa. Jeśli już rozmawiamy o wsparciu finansowym, to oczywiście największy ciężar powinien spocząć na samorządach.

– W Mielcu jest nowy prezydent i nowi ludzie w ratuszu. Klub liczył na większą pomoc, ale może się przeliczyć…
– Oby nie. Potrzebujemy pomocy, bez większego budżetu nie zrobimy kolejnego kroku do przodu. Wystarczy, że zabiorą mi dwóch zawodników, a jestem w kropce i zaczynam robotę od początku. Półtora roku temu wróciłem do Mielca – w tym czasie wyjechało stąd kilku młodych, niezwykle utalentowanych piłkarzy. Nie jesteśmy w stanie powstrzymać tego exodusu i to jest prawdziwy dramat.

– Dlaczego politykom, i nie mówię tu tylko o Mielcu, tak trudno pojąć, że sport to najskuteczniejsze narzędzie promocji miasta?
– Nie wiem, dlaczego tego nie rozumieją. Latem, gdy było ciepło, na nasze mecze przychodziło po 5 tysięcy kibiców. Staliśmy się fenomenem w skali kraju. Potrzebujemy igrzysk, czegoś większego niż podwórkowe rozgrywki. Tymczasem sport przestał być oczkiem w głowie rządzących. Mimo wszystko mamy nadzieję, że nowe mieleckie władze zaczną traktować Stal poważniej. Bo dziś z zazdrością spoglądamy w stronę klubów, których kiedyś prawie nie było na mapie.

– Wracając do spraw stricte sportowych – w pierwszej części sezonu wyraźnie cierpieliście z powodu braku egzekutora. Zdobyliście zaledwie 20 goli, wyprzedziliście pod tym względem ledwie pięć drużyn.
– Po Stali Stalowa Wola widać najlepiej, co daje posiadanie snajpera z prawdziwego zdarzenia. Jednak my i tak powinniśmy się cieszyć, że przy takich niedostatkach kadrowych, osiągnęliśmy tak dobry wynik. Liczymy na powrót Sebastiana Łętochy i Łukasza Żeglenia. Z tą dwójką w ataku wiosną powinno się nam grać łatwiej.

– Gdzie pan spędzi święta?
– Mam rodzinę rozsianą po całej Polsce, mama na przykład mieszka w Gdyni, więc zapowiadają się święta samochodowo-biesiadne (śmiech). Nie narzekam jednak. Spotkania z bliskimi zrekompensują niewygody podróży.

Rozmawiał Tomasz Szeliga
 Fot. Paweł Bialic