Super Nowości – Dzięki klubowi z małopolskiej wsi w Mielcu odżyły wspomnienia o dawnej potędze. 19 lat temu Stal żegnała się z ekstraklasą.
Po niemal dwóch dekadach w Mielcu pojawią się piłkarze ekstraklasy. Beniaminek, Termalica Bruk-Bet Nieciecza, skorzysta z podkarpackiej gościnności i w sierpniu rozegra przy Solskiego mecze z Zagłębiem Lubin, Górnikiem Zabrze i Lechem Poznań. Jeszcze w połowie lat 90. XX wieku to Stal walczyła w elicie, zaś o małopolskiej wsi nikt nie słyszał.
W 1995 roku Stal cudem utrzymała się w ekstraklasie. W dużej mierze dzięki 16 bramkom Bogusława Cygana, który został królem strzelców. – Wreszcie mogę powiedzieć, że mój syn jest piłkarzem – komentował Cygan senior. W Mielcu nie było już Franciszka Smudy. Zrezygnował w kwietniu, stery przejął Jan Złomańczuk, ale biało-niebieski okręt nabierał wody i nieuchronnie zmierzał na dno.
Toaleta w autokarze
Półtora roku wcześniej działacze drużyny balansującej między pierwszą (najwyższy poziom) a drugą ligą mieli prawo się poczuć tak, jakby złapali za nogi samego Pana Boga. W styczniu 1994 roku sponsorem i prezesem autonomicznej sekcji piłki nożnej został Niemiec Thomas Mertel. – Powiało zachodem – wspomina Leszek Śledziona, kronikarz Stali, współautor serii wydawniczej Historia Sportu. – Piłkarze zaczęli podróżować najnowocześniejszym autokarem marki mercedes. W środku wygodne fotele, minibarek, toaleta. Full wypas! Granice były jeszcze zamknięte, więc z uwagi na przepisy celne autobus parkował w Niemczech, a potem przez Czechy jechał do Mielca. Stamtąd zabierał drużynę na mecz np. do Katowic. Takie to były czasy.
Stalowcy zadawali szyku również na boisku. – Klub otrzymał bodaj 12 kompletów strojów angielskich marek umbro i admiral. Pierwszy zespół grał w koszulkach z logo Atlas, jednej z firm Mertela – przypomina Śledziona, który pamięta, że Niemiec miał w klubie swój gabinet i od czasu do czasu zjawiał się na spotkaniach Stali. – Za jego czasów pojawił się również sklepik z pamiątkami. U nas zawsze można było dostać proporczyki czy odznaki, ale wtedy asortyment się powiększył o czapki bejsbolówki, chorągiewki czy podstawki pod piwo.
Ledwie przeżył
– Za Mertela było fajnie tylko, że krótko – wzdycha Ryszard Federkiewicz, który do Stali trafił w 1992 roku, a w połowie tragicznego w skutkach sezonu 1995/96 wrócił do Stali Rzeszów. Inny piłkarz, Piotr Jegor, w wywiadzie dla Weszło.com opowiadał, że gdyby nie posiadał oszczędności, mógłby w Mielcu nie przeżyć. – Przez pół roku nie zarobiłem ani grosza. Menedżer Edward Socha tylko obiecywał nadejście zbawcy, wielkiego biznesmena.
Mertel zwinął manatki, gdy nie wypalił mu interes, na który bardzo liczył – nie udało mu się nakłonić ministerstwa do wydania pierwszej mapy zjednoczonych Niemiec. Po Mertelu zostały w Mielcu meble i długi oraz nie zawsze dobre wspomnienia. – Upadek był nieunikniony, bo nagminnie brakowało pieniędzy. Sami zawodnicy też dołożyli do spadku swoje pięć groszy. Ci z Rzeszowa na przykład prezentowali podejście: nie ma sianka, nie ma granka. Żegnaliśmy się z elitą wstydliwym 0-5 z Legią Warszawa. Cezary Kucharski ustrzelił hat-tricka, a junior Stali Damian Pancerz trafił do własnej bramki. Mielczanie wyglądali jak ten tonący, co brzytwy się chwyta. Przykry był to widok – kręci głową kronikarz Stali. Po latach próbował się dowiedzieć, jak potoczyły się dalsze losy niemieckiego sponsora, lecz nie natrafił na żaden jego ślad. – Dziwne. Widocznie Mertel nie należał do specjalnie cenionych dobroczyńców FC Nuernberg.
Biegali wokół hotelu
Z okresem wielkiej smuty wiąże się również postać Franciszka Smudy, który spadku jednak nie firmował, bo już wcześniej stracił cierpliwość do szefów klubu. Dla wracającego z emigracji „Franza” była to pierwsza trenerska praca w Polsce. Wprowadzanie niemieckich metod nie wszystkim piłkarzom przypadło do gustu.
– Pewnego razu patrzę i nie mogę się nadziwić: zawodnicy robią kilka rundek wokół hotelu Polskiego. Dziś rozbieganie to standard, dwadzieścia lat temu nikt tego nie praktykował – śmieje się Leszek Śledziona.
Smuda się wściekał, bo ludzie nie rozumieli nie tylko jego nowatorskich metod szkoleniowych, ale również samych komunikatów. Trener znał wówczas prawdopodobnie więcej słów niemieckich niż polskich. – Zabawnych momentów nie brakowało, lecz mnie Smuda imponował. Nie powiem o nim złego słowa – podkreśla Ryszard Federkiewicz. – Zresztą dwa dni temu spotkaliśmy się na konferencji w Białej Podlaskiej. Zamieniliśmy kilka zdań, powspominaliśmy dawne czasy. Fajną mieliśmy w Mielcu paczkę, świetne warunki do treningów, imponujący stadion. Szkoda, że tak się skończyło, no ale w ekonomii nie ma przebacz – kwituje trener Sokoła Sieniawa, który wybiera się do Mielca na
mecze z udziałem Termaliki.
Stal opuściła elitę w 1996 roku, razem z Siarką Tarnobrzeg. – To był początek degrengolady całego podkarpackiego futbolu. Przez następnych 19 lat tylko Stali Stalowa Wola udało się wspiąć na drugi poziom rozgrywkowy – przypomina Śledziona.
Tomasz Szeliga