Zamknij

Przemysław Lech: Zgodnie z naszym mottem walczymy o powrót po dawny blask [ROZMOWA]

Rozmowa z pomocnikiem FKS Stal Mielec Przemysławem Lechem.

– Piłka jest dla pana pasją, pracą, a może jednym i drugim?
– Na pewno jest to pasja, ponieważ wychodząc na boisko czuję się spełniony, bo robię to, co kocham. Z piłką wiążę też swoją przyszłość, przecież jakoś trzeba zabezpieczyć finansowo swój byt. Połączenie przyjemnego z pożytecznym to najlepsze, co może spotkać człowieka. Dlatego też bardzo cieszę się, że robię to, co sprawia mi satysfakcję i jeszcze na tym zarabiam.

–  W jednej z rozmów wspominał pan, że to tata zaprowadził pana na murawę. Czy od małego był pan „skazany na piłkę”?
– Nie, tata zawsze podchodził do tego z głową. Nie jest typem ojca, który powiedziałby, że muszę być piłkarzem, mimo że byłbym słaby czy przeciętny. To prawda, że całe moje dzieciństwo kręciło się wokół piłki, ale nie byłem zły z tego powodu, wręcz przeciwnie dawało mi to sporo satysfakcji. Uwielbiałem jeździć po szkole na treningi. To się nie zmieniło do dziś.

– Kiedy zorientował się pan, że futbol to nie tylko dziecięce marzenie, ale również coś czemu jest pan w stanie poświęcić całe swoje życie, bo wyczynowe uprawianie sportu wiąże się przecież z szeregiem wyrzeczeń?
– Ciężko powiedzieć. Może rzeczywiście takim momentem było podpisanie pierwszego profesjonalnego kontraktu. Gdy od małego trenujesz niemal codzienne, to się staje pewnym nawykiem. Po szkole idzie się na trening i nie ma innego wyboru. Niektórzy wracają po tych ośmiu godzinach do domu, by odrobić lekcje. Inni do mieszkania docierają dopiero po treningu i wtedy odrabiają lekcje, choć czasem trzeba uczciwie przyznać, nie było na to czasu. Jak to mówią, są rzeczy ważne i ważniejsze.
Na pewno zaproszenie na pierwszy trening przez Franciszka Smudę do pierwszej drużyny było dla mnie „kopniakiem”, aby dawać z siebie maksimum możliwości.

–  Wspomniał pan o trenerze Smudzie, to od razu zapytam – jakie wrażenie wywarł na panu ten szkoleniowiec?
– Był to trener z wielkim doświadczeniem, co potwierdza chociażby fakt, że prowadził reprezentację w czasie Euro 2012. Była to osoba publiczna, a ja jako młody, siedemnastoletni chłopak, byłem bardzo szczęśliwy, że mogę z nim współpracować. Po selekcji zostawił mnie w drużynie, więc byłem wręcz wniebowzięty.
Mogę nawet taką anegdotkę opowiedzieć, bo jak każdy nastolatek, chciałem świętować swoje osiemnaste urodziny. Wszystko było zorganizowane, dograne i nagle okazało się, że trener mnie bierze na obóz. Skończyło się na tym, że impreza się odbyła, ale beze mnie (śmiech). Wszyscy byli bardzo zadowoleni, a ja cieszyłem się, że mogłem pograć z takimi zawodnikami jak Paweł Brożek, Arek Głowacki czy Semira Štilicia. To są świetni ludzie, bardzo dobrzy zawodnicy, od których wiele się nauczyłem.

– Zanotował pan występy w Ekstraklasie, a z CLJ [przyp. red. Centralna Liga Juniorów] zdobył pan Mistrzostwo Polski. Wydaje się, że jak na młodego zawodnika ma pan już pewne doświadczenie.
– Czy ja wiem, teraz osiemnastolatkowie z powodzeniem występują na dużych imprezach jak chociażby Mistrzostwa Europy…

– …i strzelają bramki.
– Dokładnie. Dlatego wydaje mi się, że mogłem podjąć kilka innych decyzji w piłkarskiej przygodzie, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Będę walczyć o swoje.

– W sezonie 14/15 zmienił pan Wisłę Kraków na Wisłę Płock. Na Mazowszu rozegrał pan jedną rundę, a potem przeniósł się do Stali. Dlaczego zdecydował się pan na zmianę klubowych barw?
– Wisła Płock walczyła o awans do ekstraklasy. Przechodziłem tam jako młodzieżowiec. Wraz ze mną pojawiło się kilku chłopaków, którzy mieli już za sobą występy w I lidze. Ja jako taki teoretycznie niedoświadczony na tym poziomie rozgrywkowym zawodnik, nie wywalczyłem sobie miejsca w składzie. Uważam, że te pół roku, które spędziłem w Płocku, nie jest czasem straconym. Trenowałem ze świetnymi zawodnikami, którzy osiągnęli awans do Ekstraklasy, czego im serdecznie gratuluję. Wciąż obowiązuje mnie z nimi kontrakt, ale teraz jestem w Stali i jestem szczęśliwy. Zobaczymy, co będzie dalej.

–  Ze Stalą zdobył pan awans na drugi szczebel rozgrywkowy w Polsce. Czy dostrzega pan moment przełomowy, w którym o tym celu zaczęto mówić głośno?
– W styczniu, gdy przechodziłem do Stali, dostałem jasną deklarację od trenera i od szatni, że walczymy o awans, bo w Mielcu na ten moment nie ma innego celu. Zwycięstwo z Rakowem, potem wygrana ze Zniczem i niefortunny dla nas remis w derbach ze Stalówką sprawił, że zbudowaliśmy sobie przewagę na kolejnymi zespołami i stwierdziliśmy wtedy: „dobra Panowie, jak nie teraz to kiedy”. Ruszyliśmy trochę jak po swoje. Był jeden moment, w którym złapaliśmy przysłowiową zadyszkę i przegraliśmy dwa mecze z rzędu, ale po nich wszystko wróciło do normy i awans walczyliśmy na miesiąc przed końcem rundy.

– W klubie przykładano dużą uwagę do atmosfery, a jak przyjęła pana szatnia?
– Rewelacja! Na pewno pomógł mi w tym mój kolega z Wisły – Michał Bierzało. Znaliśmy się praktycznie od małego, to jest na pewno mój przyjaciel. Zawsze utrzymywaliśmy kontakt, a w samym Mielcu pomógł mi się szybciej zaaklimatyzować. Mimo to, mogę powiedzieć, że chłopaki mnie przyjęli bardzo serdecznie. W tej szatni jest bardzo dobra atmosfera. Nie ma podziałów, wszyscy trzymamy się razem. Nic dodać, nic ująć. Oby tak dalej!
Każdy chłopak, który przychodzi, szybko się aklimatyzuje. Teraz ja jestem tym, który również „przyjmuje” nowe twarze i mogę zapewnić, że staramy się budować jak najlepszą atmosferę.

– Mieliście również okazję współpracować z trenerem mentalnym. Jak wyglądały te spotkania?
– Treningi mentalne odbywały się raz w tygodniu, godzinkę przed zajęciami piłkarskimi. Omawialiśmy tam różne sprawy, a przede wszystkim skupiliśmy się na tym, że głową zawodnika jest równie ważna, jak nogi. Pokazywano nam, jak skupić się na profesjonalnym podejściu do naszego zawodu, ale i samych treningów i meczów. Myślę, że wynieśliśmy z tych zajęć kilka ważnych rzeczy, co mam nadzieję, zaprocentuje w I lidze.

– Na zakończenie zapytam, czego spodziewa się pan po Stali w premierowej odsłonie na zapleczu Ekstraklasy?
– Oczekujemy przede wszystkim zwycięstw. Motto przewodnie klubu: „w drodze po dawny blask” mówi wprost, że musimy walczyć o najwyższe cele. Nie daje żadnych deklaracji, ale nasz cel jest prosty, bo wszyscy wiemy, o co walczymy. Idziemy w jednym kierunku i mam nadzieję, że w przyszłym roku w czerwcu będziemy usatysfakcjonowani.

Rozmawiała: Paulina Janocha
www.crazyaboutfootballsite.wordpress.com

karnet_1liga_j16_kwadrat